Nowe ustalenia dziennikarzy TVN24 wskazują, że dziewięć maszyn do produkcji maseczek kosztowało 11 milionów złotych. 4 miliony złotych zapłacono firmie uruchamiającej urządzenia w fabryce. Kolejne 50 milionów złotych agencja wydała na materiał medyczny, z którego miały powstać maseczki.
Do fabryki Hilltech w Stalowej Woli trafiło 1548 belek materiału o wartości około 40 milionów złotych. Pracownicy szybko zauważyli, że nie są w stanie z takiego materiału uszyć maseczek. Takie same kłopoty były z gumkami i drucikami. ARP kupowała druciki w sklepach... ogrodniczych. Gumek szukali w masarniach, albo w Chinach. Z tych materiałów nie dało się zrobić kompletnie nic: powyginane, brudne, pozalewane i niedopasowane do specyfiki maszyn.
Wobec najnowszych doniesień Michał Szczerba, poseł Platformy Obywatelskiej zapowiedział złożenie wniosku do Najwyższej Izby Kontroli o wszczęcie kontroli fabryki w Stalowej Woli.
- Ta szwalnia w Stalowej Woli nie działa. Zainwestowano tam kolosalne pieniądze, a efekt jest kompletnie zerowy.
- mówił poseł Szczerba na antenie TVN24.
Do tej pory w innych firmach "Polskie Szwalnie" uszyto łącznie 178 milionów maseczek. Spora część z nich, nie chroni przed koronawirusem. Wiadomo, że 4 miliony maseczek trafiło na Białoruś w ramach pomocy charytatywnej. Rzecznik prasowy ARP Miłosz Marczuk poinformował Onet.pl. że 66 milionów maseczek znajduje się w magazynach ARP, 105 milionów masek medycznych zostało przekazanych do Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych (RARS).