Zimna wojna - konfilkt między blokiem państw zachodnich ze Stanami Zjednoczonymi a blokiem państw pod dominacją sowiecką - mogła w każdej chwili być początkiem trzeciej wojny światowej. Nie byłaby to jednak walka konwencjonalna, wyścig zbrojeń został jednak skierowany na inny tor. Bomby nuklearne przyniosłyby zagładę!
Gdyby tylko ten plan wszedł w życie, Polska ucierpiałaby w wyniku zniszczeń po wybuchu oraz skażenia radioaktywnego nie tylko po uderzeniu w cele w naszym kraju. Siła rażenia bomb, które spadłyby na cele przy polskiej granicy też byłaby niszcząca. To byłby nasz koniec!
Strefa wojny
Bombowce B-47 Stratojet i B-52 Stratofortress, a także myśliwce F-101 startowałyby z baz położonych w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii lub Maroka. Dalekiego zasięgu bombowce Boeing B-52 mogły startować również bezpośrednio z baz położnych w Stanach Zjednoczonych. I taki byłby początek nuklearnej zagłady.Mapa celów bombowców amerykańskich według danych z lat 50-tych wygląda następująco:
Fot. Screen eloblog.pl
Oczywiście w skali kraju celami byłyby między innymi Warszawa, Kraków, Gdańsk, Gdynia, Wrocław i wiele innych miast. Polska zostałaby starta z powierzchni ziemi!
Jak czytać listę? Zaznaczono tam dwie kategorie obiektów: przemysłowo-miejskie i lotniska. Wywiad te cele uznał za najważniejsze w latach 50-tych. Jak widzimy na Podkarpaciu chodzi przede wszystkim o zniszczenie lotnisk, a gdyby była lista celów załóżmy z lat 80-tych to możliwe, że pojawiłaby się tam przecież Stalowa Wola, Kolbuszowa (symulacja Ludowego Wojska Polskiego wspomina o takim celu) czy też Tarnobrzeg. Są znane symulacje, które wskazują, że celem zmasowanych ataków nuklearnych miały być miasta na linii Wisły - zniszczyć wszystko - tak aby unieruchomić siły konwencjonalne Układu Warszawskiego z ZSRR. Takim celem była Medyka - główny punkt przeładunkowy i ważne ogniwo transportowe pomiędzy PRL-em a ZSRR. Tutaj spadłby ogromny ładunek wybuchowy o mocy 300 kiloton.
Co to oznaczało?
W sumie, w symulacji sztabu Ludowego WP z 1962 roku, na Polskę i tuż przy jej granicach miały spaść ładunki łącznej mocy ponad 5 megaton – odpowiednik 300 bomb zrzuconych na Hiroszimę. 39 bomb i głowic miało eksplodować w powietrzu, 37 trafić w cele naziemne.Patrząc na historię to było kilka "kryzysowych" momentów, w trakcie których było o krok od nuklearnej pożogi. Jednym z nich jest na pewno kryzys kubański z 1962 roku.
W wyniku eksplozji bomby wodorowej o mocy 20 megaton, kula ognia ogarnia obszar w odległości 3 km w każdym kierunku od punktu detonacji (strefa zero). W odległości do 6,4 kilometra podmuch powietrza powoduje skokowy wzrost ciśnienia do około 440 kPa, zaś prędkość wiatru przekracza 1040 km/h. Powoduje to zdruzgotanie nawet ukrytych pod ziemią schronów przeciwbombowych. Na dystansie 26,6 km od miejsca detonacji rozszerzająca się fala cieplna zdolna jest do zapalenia wszystkich materiałów palnych na swej drodze, zaś prędkość wiatru na tym obszarze przekracza 160 km/h. Wiatr ten roznosi ogień na dalsze kilkanaście kilometrów, powodując na całym obszarze "burzę ogniową". To strefa śmierci i zagłady!
Schron
W czasach zimnej wojny powstawały schrony, które miały chronić przed skutkami ataku lub odwetu ze strony USA i sojuszników. Były schrony dla ludności cywilnej, ale były też i miejsca dla "wybranych działaczy PZPR". Jeden z nich znajduje się w Rzeszowie. To "Marysieńka" ukryta pod domem jednorodzinnym.Dom na osiedlu Wilkowyja w Rzeszowie do 2009 roku skrywał swoją tajemnicę. O tym co jest w podziemiach wiedzieli tylko nieliczni. Powstał w latach 50-tych i skutki wojny nuklearnej mogło w nim przetrwać przez 21 dni 58 osób. Jego powierzchnia to 380 metrów kwadratowych, pod ziemią znalazło się szereg pomieszczeń: hydrofornia z własnymi studniami głębinowymi, sale mieszkalne, sala narad czy kuchnia. To prawdopodobnie jeden z czterech zachowanych do tej chwili tego typu obiektów w Polsce.
Teraz jest tam Muzeum Techniki i Militariów, które można zwiedzać.
Schron "Marysieńka" wciąż skrywa jeszcze wiele tajemnic, ale pokazuje, że uprzywilejowane osoby mogły się w nim schronić. W końcu jedna z bomb miała spaść na Jasionkę.
O tym jak trzecia wojna światowa wpłynie na Polskę wiedział pułkownik Ryszard Kukliński. "Z tych amerykańskich planów odwetowych Kukliński zdał sobie sprawę po raz pierwszy najpewniej na początku 1964 r., podczas ćwiczeń Zima'64 w okolicach Bornego Sulinowa. To wówczas zrozumiał, że Polaków czeka zagłada" - mówi na łamach rp.pl historyk Sławomir Cenckiewicz, autor "Atomowego szpiega", książki opowiadającej historię Kuklińskiego.
Komentarze (0)