Jak informuje "Echo Dnia" prokurator spędził godzinę i czterdzieści minut, odczytując zarzuty przeciwko Leszkowi B., byłemu prezesowi sadowniczej grupy producenckiej "Owoc Sandomierski" w Bilczy, powiecie sandomierskim,. Brak obecności 232 pokrzywdzonych - głównie osób fizycznych będących producentami jabłek nie był zaskoczeniem. Grupę 80 z nich reprezentował pełnomocnik. Takie rozwiązanie było motywowane względami logistycznymi.
Prokuratura oskarża Leszka B. o wprowadzenie w błąd udziałowców i dostawców jabłek oraz innych owoców, co spowodowało niekorzystne rozporządzenie mieniem o łącznej wartości ponad 11 milionów złotych. Drugi zarzut dotyczy niezgłoszenia do Sądu wniosku o upadłość spółki w okresie, gdy warunki do ogłoszenia upadłości były już obecne. Prokurator wnioskował o przesłuchanie 245 świadków, choć sąd zdecydował o ograniczeniu tej liczby.
Podczas pierwszego terminu procesu, Leszek B. pierwotnie nie przyznał się do zarzutów ani nie składał wyjaśnień, lecz później zdecydował się opowiedzieć o początkach spółki. Opisał, że grupa producencka została utworzona w 2010 roku przez 10 producentów jabłek i z czasem dołączyli kolejni dostawcy owoców. Wspólnie z dwoma wiceprezesami Leszek B. zarządzał spółką, a udziałowcami byli dostawcy owoców.
Leszek B. opisywał przed sądem sytuację finansową spółki oraz problemy finansowe, takie jak wypowiedzenie umów kredytowych przez bank i problemy z niezapłaconymi dostawami owoców, które później sprzedawano po niższych cenach. Podkreślał, że nie chciał nikogo oszukać, zainwestował też własne pieniądze w ratowanie spółki, które nie zostały zwrócone. Jednak jego wyjaśnienia różniły się od wersji prokuratury dotyczącej działań podejmowanych w celu ratowania spółki. Kolejny etap procesu zaplanowano na styczeń, kiedy to zeznania mają złożyć żona oskarżonego, jego szwagier oraz główna księgowa spółki "Owoc Sandomierski".
Komentarze (0)