W 2019 roku radni Nowej Dęby w ubiegłym roku podjęli uchwałę o sprzeciwie wobec "pojawiającym się w sferze publicznej działaniom zorientowanym na promocję ideologii ruchów LGBT". Ten ruch wywołał falę zdarzeń, które postawiły samorząd tego podkarpackiego miasta w niezbyt korzystnym świetle. Na początku irlandzkie Fermoy postanowiło zerwać 14-letnią współpracę obu samorządów.
Następnie w internecie pojawił się fotomontaż tabliczki wjazdowej miasta ze znakiem "Strefa wolna od LGBT". Autorem był lewicowy aktywista Bart Staszewski.
Jednocześnie samorząd był zasypywany pytaniami od dziennikarzy: jak wygląda tolerancja w Nowej Dębie?
- Miałem prawo wystąpić z takim wnioskiem, które zakończyło spiralę kłamstw i pomówień jakie w ciągu ostatniego roku pojawiły się wokół naszej gminy. Wiem, że każdy z radnych ma własne zdanie i nikt go nie zmienia, nikt też na nikogo nie wpływał. Ja osobiście rzeczywiście nie byłem przy kształtowaniu tego dokumentu, teraz wiemy ile ta deklaracja wyrządziła nam krzywdy.
- mówi Damian Diektiarenko, przewodniczący Rady Miasta i Gminy Nowa Dęba.
Natychmiast po informacji o odwołaniu feralnej uchwały w sieci pojawiły się wpisy przypominające wizytę samorządowców z Nowej Dęby u księdza biskupa Edwarda Frankowskiego, których chwalił radnych za podjęcie "antyLGBT-owskiej" deklaracji i nazwał to "odważną obroną tradycyjnych i chrześcijańskich wartości". Teraz przewodniczący nie chce komentować tamtych chwil, bo jak dodaje "w Nowej Dębie jest dużo pracy i samorząd myśli o przyszłości i inwestycjach jakie są tutaj wyczekiwane".
- Nowa Dęba jest miastem tolerancyjnym, otwartym i nic nikomu tutaj nie grozi.
- kończy Diektiarenko.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.