reklama

Grzegorz Sudoł to były chodziarz sportowy rodem z Nowej Dęby. Maraton w Bostonie zakończył się dla niego w szpitalu [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Fani sportu doskonale znają Grzegorza Sudoła. Ten pochodzący z Nowej Dęby były chodziarz sportowy nadal prowadzi aktywny tryb życia. Jego pasją stało się bieganie oraz triathlon. Ostatnio spróbował swoich sił w prestiżowym Maratonie w Bostonie. Start zakończył w ... szpitalu.
reklama

Grzegorz Sudoł to trzykrotny olimpijczyk (Ateny 2004, Pekin 2008 i Londyn 2012), brązowy medalista mistrzostw świata oraz srebrny medalista mistrzostw Europy. Sportowiec jest absolwentem oraz pracownikiem naukowo-dydaktycznym Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, a także trener klasy pierwszej PZLA w lekkoatletyce.

Kiedy Sudoł zakończył zawodową karierę sportową to postawił na pracę szkoleniową, a także zaczął startować w biegach ulicznych oraz triathlonie. W okresie świątecznym wybrał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie wspólnie ze znajomymi zmierzył się z królewskim dystansem - maratonu (42 km 195 metrów). - Kolejne moje marzenie przede mną. To wymaga juz troche wysiłku ale da się zrobić - pisał przed startem.

Bieg maratoński - jeśli jesteś zdrowy - to ogromny wysiłek i walka z samym sobą. Kiedy dochodzą problemy żołądkowe, albo uraz mięśniowy to jest już bardzo źle. Niestety dla Grzegorza w trakcie biegu pojawiły się kłopoty. Jak relacjonuje już po 3 km pojawił się ból mięśnia czworogłowego uda lewej nogi. Potem było jeszcze gorzej: drętwienie, ból w prawej nodze, sztywność. Sudoł odpiął wbijał nawet w mięsień agrafkę.

- Biegłem do 15 kilometra, a potem obie nogi uniemożliwiały bieg. Przechodziłem do marszu, próbowałem rozciągać, ale nic nie dało - wspomina.

To był trucht, spacer i tak na zmianę. - Na 37 kilometrze miałem zwątpienie, czy to się uda ukończyć. Ból "czwórek" miałem tak, jakby mnie z każdym krokiem porażali prądem. Brak kontroli nad tymi mięśniami, ale nauczyłem się walczyć. Ostatnie 700 metrów przebiegłem, bo na ostatniej prostej wstyd było się zatrzymać, choć byłem tego bliski kilka razy. Dotarłem do mety, nie było radości, nie było rąk w górę. Było poczucie ulgi, ale też coraz większego zimna - dodaje.

Czas nie był najważniejszy: 4 godziny 15 minut. To o 8 minut gorzej niż... rekord Grzegorza w chodzie sportowym na 50 km. Już za metą atleta z naszego regionu ledwo co szedł, miał kłopot ze zginaniem nóg i towarzyszył mu okropny ból. Konieczna była wizyta w szpitalu i podanie kilku kroplówek. - Taka była cena tego medalu. Przypłaciłem to ogromnymi problemami, kinaza kreatynowa mówiąca o rozpadzie mięśni 28610 przy normie...190! Nie powinienem kończyć tego maratonu. Trzeba było zejść na 10 kilometrze - kończy Grzegorz Sudoł.

a

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama