O tym, jakim ewenementem w skali kraju była wygrana w eurowyborach Elżbiety Łukacijewskiej, pisaliśmy w artykule Cisna - gmina wyrwana Prawu i Sprawiedliwości.
Kilka dni po głosowaniu europosłanka zabrała głos i na Twitterze wyraziła swój żal skierowany do Platformy Obywatelskiej.
Wygranie z jedynki to raczej norma, wygranie z ostatniego miejsca na #Podkarpacie to jak wygranie meczu, którego nikt nie obstawia.
Mój mandat to głos tych, którzy we mnie wierzyli, widzieli i doceniali moją pracę i chcieliby polityki i polityków z klasą.
DZIĘKUJĘ WAM?❤️
— Elżbieta Łukacijewska (@elukacijewska) 27 maja 2019
Później w wywiadzie dla oko.press stwierdziła, że "postawiono na koalicjanta [od red. chodzi o Czesława Siekierskiego z PSL, który startował z pierwszego miejsca i nie dostał się do Parlamentu Europejskiego]. Zepchnęli mnie gdzieś w środek listy, otoczyli kolegami z miast, co jest dodatkowym utrudnieniem, bo ja pochodzę z małej gminy. Ta wygrana dowodzi, że moi wyborcy świadomie mnie wsparli. Głosowali na Elę, a nie na Koalicję."
- Jestem zdumiona, że taka sytuacja w ogóle zaistniała. Co więcej, mój przypadek nie był odosobniony, ale niech inni opowiadają o sobie, jeśli mają ochotę. Ja mogę powiedzieć jedno: jeśli w polityce nie szanuje się swoich własnych działaczy, to trudno oczekiwać, że ludzie będą nas szanowali - spuentowała dla oko.press europosłanka.
Rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec odpowiedział bardzo szybko, że każdy kandydat walczył o miejsce w Parlamencie Europejskim na takich samych warunkach.
Pytany o zarzuty kierowane pod adresem kierownictwa Platformy Obywatelskiej przez Elżbietę Łukacijewską, odpowiadał wymijająco. - Wszyscy kandydaci składali się na kampanię i ją sami finansowali, finansując tym samym kampanię wspólną, czyli np. konwencje wyborcze. Ten schemat był stały i dotyczył nie tylko pani poseł Łukacijewskiej - powiedział.
Czy sprawa będzie miała swój dalszy ciąg?
Będziemy informować.