- Po co były te głosy oddane na kandydatkę na posła, te pieniądze wydane na kampanię wyborczą, skoro ostatecznie była wojewoda będzie obecną wojewodą? Ile pieniędzy poszło z kieszeni podatników na kampanię, która skończyła się tak, że nasza reprezentantka w Sejmie jednak wraca do Rzeszowa?
- zapytał nas Czytelnik, który nie kryje zdenerwowania sytuacją, o której słyszy od kilku dni. Napięcie wokół tej sprawy podsyca cisza zarówno ze strony partii rządzącej, której Ewa Leniart jest członkiem, jak i jej samej.
25 listopada premier Mateusz Morawiecki powołał nowych wojewodów. Chodziło o cztery województwa, gdzie wojewodowie głosami wyborców zostali wybrani na posłów. W przypadku Podkarpacia było jednak inaczej. Wojewoda nie został powołany. Od poniedziałku jedynie pełniącą obowiązki wojewody jest dotychczasowa wicewojewoda - Lucyna Podhalicz. Premier Mateusz Morawiecki nie mianował jej wojewodą, jak się spekulowało.
Co to oznacza? Być może to, że Ewa Leniart wróci do Rzeszowa. Co prawda zaczęła intensywną pracę w Sejmie, co zresztą widać na jego oficjalnym fanpage na Facebooku:
ale plotek i spekulacji jest tak wiele, że zapytaliśmy o tę sprawę jedną z osób mocno związanych z partią rządzącą.
- To nie plotki
- usłyszeliśmy. Dowiedzieliśmy się, że Ewa Leniart - była wojewoda, mimo iż zdobyła 36 000 głosów, co dało jej trzeci wynik na Podkarpaciu, wraca do Rzeszowa. Wahania byłej wojewody jeszcze przed 12 listopada, czy w ogóle przyjąć poselskie ślubowanie, mogły wskazywać na to, że jej przyszłość w Sejmie jest pod dużym znakiem zapytania. I to potwierdziło się. Są plany, by Ewa Leniart ponownie objęła funkcję wojewody podkarpackiego. Jej miejsce w Sejmie zająłby wówczas Andrzej Szlachta.