W połowie lat 50-tych, gdy zniesiono zakaz wstępu w Bieszczady, ruszyli tam leśnicy, kartografowie, wojsko i harcerze. Region ten, z uwagi na brak dróg i komunikacji uważany był wówczas za najdzikszy zakątek w Polsce. Nic więc dziwnego, że ściągał śmiałków i twardzieli żądnych przygód. W wakacje 1958 roku, ZHP zorganizował w porozumieniu z władzami wojskowymi dużą akcję zgrupowań obozów noszącą kryptonim HALMS'58, czyli Harcerska Akcja Letnia Młodzieży Starszej.
Sam uczestniczyłem jako młody harcerz w tej Akcji (rejon Wetliny i Berehów Górnych)
- wspomina Krzysztof Krzyżanowski.
Historia częstochowskiego harcerza Zbigniewa Zębika. Tak opisał udział swojej drużyny im. Zawiszy Czarnego w Akcji
Miejsce na obóz, to podłużna polanka na zboczu góry Ryczywół, za którą była Cisna. Z polanki było widać niżej położoną dolinę, w której było kiedyś Krywe. Nasz obóz miał duży namiot wojskowy na około 20 osób. Były też namioty mniejsze, gospodarcze i przenośne. Oprócz normalnych harcerskich działań, jak warty, gotowanie, mieliśmy pracę przy budowie drogi i kolejki wąskotorowej. Praca polegała głównie na wyrównywaniu nasypów kolejowych i drogowych. Innym rodzajem pracy było zbieranie uschniętych drzew, wycinanie ich i transportowanie w określone miejsca. Najciekawszym jednak zadaniem było odszukanie, według mapy, starych cerkwi i ich inwentaryzacja. W tym celu, może też i celach poznawczych, drużynowy zorganizował kilka wypadów w dalszy teren.Jedną z nich była wieś Łopienka, do której dostaliśmy się przez górę Łopiennik – mapa, kompas. Po zejściu do doliny, o dziwo, spotkaliśmy człowieka. Mężczyzna, w średnim wieku. Zapytaliśmy go o drogę do Łopienki. Mówił z akcentem wschodnim. Wskazał nam drogę, kierunek. Po kilkuset metrach, nie podobał nam się ten kierunek. Ponownie przestudiowaliśmy mapę i stwierdziliśmy, że należy iść wręcz w przeciwnym kierunku. W tył zwrot i po niedługim czasie doszliśmy do opuszczonych, całkowicie dobrych, zabudowań wsi Łopienka. Wieś wyglądała przedziwnie. Domy, drewniane, z dachami, zupełnie opuszczone, lecz niezniszczone. Podejrzewaliśmy, że w jednym z nich pewnie mieszka, przebywa, nieznajomy, którego spotkaliśmy pół godziny wcześniej. Częściowo, mieliśmy stracha, czy nie ukrywają się tam jacyś Ukraińcy. Historia walk z UPA, mordów, była całkiem świeża.
Głównym celem wyprawy do Łopienki była zdewastowana cerkiew. Mury zachowane dobrze, lecz wnętrze okrutnie zniszczone, wszystko co było wewnątrz porozrzucane w cerkwi i najbliższej okolicy. Cerkiew obmierzyliśmy bardzo dokładnie. Drużynowy Komosiński zrobił szkice i notatki. Zaskoczeniem dla nas, z wędrówki po Bieszczadach, było totalne zniszczenie wiosek, w wielu miejscach wypalonych, zburzonych lub porzuconych. Największe wrażenie zrobiły na nas wioski porzucone. Domy, drewniane, stały niezniszczone, lecz puste, bez człowieczka. W niektórych w wyniku braku utrzymania, były dziurawe dachy, czy też urwane drzwi, okna. Wszędzie wdzierała się roślinność leśna. Główna droga w Bieszczadach: Cisna – Ustrzyki Górne była w miarę przejezdna – od Cisnej do Wetliny, droga szutrowa. W Kalnicy stał jakiś prowizoryczny barak. W Wetlinie ktoś mieszkał, dwa, trzy domy. Od Wetiny w stronę Berehów Górnych i dalej droga niknęła, była zarośnięta, mostów na rzekach nie było. W Ustrzykach Górnych było pięć domów. W jednym była stacja meteorologiczna. Reszta nie zamieszkała. W jednym z opuszczonych domów spaliśmy i suszyli ubrania po nocnej burzy, która zmyła nasze namioty w okolicy między Wetliną a Berechami Górnymi.
Autor: Krzysztof Krzyżanowski
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.