reklama

To jest nasza historia. Bieszczady z 1958 roku. Zobaczcie unikatowe fotografie [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia Bieszczady to tereny owiane wieloma historiami. Dzisiejsi wędrowcy coraz częściej sięgają do informacji o wydarzeniach, które miały miejsce 50, 60 czy 70 lat temu, by dowiedzieć się jak to dawniej tam bywało. Krzysztof Krzyżanowski na podstawie wspomnień Zbigniewa Zębika, postanowił wrócić do 1958 roku, czyli okresu, kiedy próbowano przywrócić do życia, opustoszałe w wyniku Akcji Wisła, tereny powiatu bieszczadzkiego i leskiego. Mamy dla was unikatowe fotografie z tamtego czasu.
reklama

W połowie lat 50-tych, gdy zniesiono zakaz wstępu w Bieszczady, ruszyli tam leśnicy, kartografowie, wojsko i harcerze. Region ten, z uwagi na brak dróg i komunikacji uważany był wówczas za najdzikszy zakątek w Polsce. Nic więc dziwnego, że ściągał śmiałków i twardzieli żądnych przygód. W wakacje 1958 roku, ZHP zorganizował w porozumieniu z władzami wojskowymi dużą akcję zgrupowań obozów noszącą kryptonim HALMS'58, czyli Harcerska Akcja Letnia Młodzieży Starszej.

Sam uczestniczyłem jako młody harcerz w tej Akcji (rejon Wetliny i Berehów Górnych)

- wspomina Krzysztof Krzyżanowski.

Historia częstochowskiego harcerza Zbigniewa Zębika. Tak opisał udział swojej drużyny im. Zawiszy Czarnego w Akcji

Miejsce na obóz, to podłużna polanka na zboczu góry Ryczywół, za którą była Cisna. Z polanki było widać niżej położoną dolinę, w której było kiedyś Krywe. Nasz obóz miał duży namiot wojskowy na około 20 osób. Były też namioty mniejsze, gospodarcze i przenośne. Oprócz normalnych harcerskich działań, jak warty, gotowanie, mieliśmy pracę przy budowie drogi i kolejki wąskotorowej. Praca polegała głównie na wyrównywaniu nasypów kolejowych i drogowych. Innym rodzajem pracy było zbieranie uschniętych drzew, wycinanie ich i transportowanie w określone miejsca. Najciekawszym jednak zadaniem było odszukanie, według mapy, starych cerkwi i ich inwentaryzacja. W tym celu, może też i celach poznawczych, drużynowy zorganizował kilka wypadów w dalszy teren.

Jedną z nich była wieś Łopienka, do której dostaliśmy się przez górę Łopiennik – mapa, kompas. Po zejściu do doliny, o dziwo, spotkaliśmy człowieka. Mężczyzna, w średnim wieku. Zapytaliśmy go o drogę do Łopienki. Mówił z akcentem wschodnim. Wskazał nam drogę, kierunek. Po kilkuset metrach, nie podobał nam się ten kierunek. Ponownie przestudiowaliśmy mapę i stwierdziliśmy, że należy iść wręcz w przeciwnym kierunku. W tył zwrot i po niedługim czasie doszliśmy do opuszczonych, całkowicie dobrych, zabudowań wsi Łopienka. Wieś wyglądała przedziwnie. Domy, drewniane, z dachami, zupełnie opuszczone, lecz niezniszczone. Podejrzewaliśmy, że w jednym z nich pewnie mieszka, przebywa, nieznajomy, którego spotkaliśmy pół godziny wcześniej. Częściowo, mieliśmy stracha, czy nie ukrywają się tam jacyś Ukraińcy. Historia walk z UPA, mordów, była całkiem świeża.

Głównym celem wyprawy do Łopienki była zdewastowana cerkiew. Mury zachowane dobrze, lecz wnętrze okrutnie zniszczone, wszystko co było wewnątrz porozrzucane w cerkwi i najbliższej okolicy. Cerkiew obmierzyliśmy bardzo dokładnie. Drużynowy Komosiński zrobił szkice i notatki. Zaskoczeniem dla nas, z wędrówki po Bieszczadach, było totalne zniszczenie wiosek, w wielu miejscach wypalonych, zburzonych lub porzuconych. Największe wrażenie zrobiły na nas wioski porzucone. Domy, drewniane, stały niezniszczone, lecz puste, bez człowieczka. W niektórych w wyniku braku utrzymania, były dziurawe dachy, czy też urwane drzwi, okna. Wszędzie wdzierała się roślinność leśna. Główna droga w Bieszczadach: Cisna – Ustrzyki Górne była w miarę przejezdna – od Cisnej do Wetliny, droga szutrowa. W Kalnicy stał jakiś prowizoryczny barak. W Wetlinie ktoś mieszkał, dwa, trzy domy. Od Wetiny w stronę Berehów Górnych i dalej droga niknęła, była zarośnięta, mostów na rzekach nie było. W Ustrzykach Górnych było pięć domów. W jednym była stacja meteorologiczna. Reszta nie zamieszkała. W jednym z opuszczonych domów spaliśmy i suszyli ubrania po nocnej burzy, która zmyła nasze namioty w okolicy między Wetliną a Berechami Górnymi.

Autor: Krzysztof Krzyżanowski

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu wbieszczady.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama