reklama

Orientarium Łódź – biznes za wszelką cenę? Jak głośne imprezy w najmodniejszym zoo w Polsce mają się do dobra zwierząt?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z Kraju Czy naprawdę tak powinno wyglądać zoo? Tony sprzętu nagłaśniającego i tłumne, krzykliwe imprezy tuż obok zwierząt – to rzeczywistość najmodniejszego obecnie polskiego ogrodu zoologicznego. O tym, dlaczego mieszkańcy łódzkiego Orientarium nie lubią „dobrej zabawy”, rozmawiamy z prof. Hanną Mamzer z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, naukowo zajmującą się relacjami międzygatunkowymi, w szczególności tymi między ludźmi i zwierzętami.
reklama

Agnieszka Szynk: Z okazji urodzin łódzkiego zoo w strefie oceanicznej Orientarium odbył się koncert. Krótko po opublikowaniu informacji o wydarzeniu, pomysł został mocno skrytykowany. Czy zdarza się, że ogrody zoologiczne bywają przestrzenią dla tego typu atrakcji? 

Prof. Hanna Mamzer: Nie słyszałam o podobnych komercyjnych działaniach łączących obecność zwierząt z różnego rodzaju eventami o charakterze rozrywkowym. Poza hałasem, koncerty generują też wibracje i – co oczywiste – zwiększone natężenie obecności ludzi. Wiele zwierząt ma świetnie rozwinięty słuch i bodźce odbiera znacznie silniej. W takiej sytuacji zwierzęta nie mają szansy oddalić się od bodźca na dystans, który jest dla nich komfortowy. Nawet w przypadku udomowionych od tysięcy lat psów, w chwili zaniepokojenia albo przytłoczenia bodźcem, zwierzę dąży do oddalenia się od niego na dystans, który go zniweluje. Zwierzęta w ogrodzie zoologicznym nie mają takiej możliwości.

Myślę, że takie imprezy niosą ze sobą wiele konsekwencji dla zwierząt, szczególnie, że są to osobniki dzikie. Rodzą się w niewoli i są w pewien sposób oswojone z obecnością ludzi. Ale nawet w tych warunkach wciąż pozostały im zachowania instynktowne, właściwe osobnikom dziko żyjącym. W ich przypadku potrzeba regulowania wpływu antropopochodnego bodźca jest znacznie większa niż u zwierząt towarzyszących takich jak pies czy kot. 

Co równie niepokojące opisana sytuacja jest przykładem przedmiotowego wykorzystania zwierząt – jako tła i efektownej scenografii. Do takiej funkcji sprowadzamy je organizując w Orientarium koncerty czy śluby. Należy postawić pytanie, jaki rodzaj relacji ze zwierzęciem promujemy, proponując taką formę udostępniania obecności zwierząt.

AS: Fakt, że ryby nie słyszą dźwięków, nie oznacza, że ich nie odczuwają. 

HM: Obecność ryb w tle w czasie koncertu jest o tyle wygodna, że na pewno ryby nie byłyby w stanie zagłuszyć muzyki. Inne zwierzęta jak np. słoń czy niedźwiedź mogłyby zbuntować się, zdenerwować i wokalizując przeszkadzałyby słuchaczom. Z punktu widzenia dobrostanu zwierząt niczego to nie zmienia – ryby są wrażliwe na wibracje i odbierają je dzięki linii bocznej. Z jej pomocą orientują się w pływach wodnych, kierunku fal i prądów. W ostatnim czasie środowiska naukowe alarmują o hałasach, którymi zanieczyszczone są wody. Dźwięki generowane przez statki, platformy wiertnicze, instalowane w wodzie urządzenia w znaczącym stopniu ingerują w funkcjonowanie ryb i ssaków wodnych – m.in. waleni. Dochodzi nie tylko do przebodźcowania środowiska, ale też zaburzenia komunikacji między osobnikami. W tym kontekście chyba koncerty w Orientarium mogą być także dla ryb odczuwalne.

AS: W naturze, kiedy zwierzęta nie czują się komfortowo, uciekają od bodźca. Trudno sobie wyobrazić, że niedźwiedź, zajmujący terytorium kilkuset km kwadratowych, umieszczany jest na nawet najbardziej okazałym wybiegu. Przy projektowaniu ogrodów zoologicznych bierze się pod uwagę, na jakiej minimalnej przestrzeni zwierzę jest w stanie poczuć się… swobodnie? Istnieją algorytmy, które wyznaczają normy prawne dla budowy wybiegów? 

HM: Głównym wyznacznikiem wielkości wybiegów, klatek czy akwariów, są pieniądze. Chodzi o możliwą do zagospodarowania powierzchnię i interes ludzi. Co do zasady ogrody mają pokazywać zwierzęta ludziom – konkretne osobniki mają być na widoku. Stoi to w jawnej sprzeczności z zachowaniami zwierząt, które w naturze najczęściej skrywają się przed naszą obecnością. Wilcza rodzina zajmuje terytorium około 300-400 km kwadratowych, podczas gdy w ogrodzie kilka osobników zostaje umieszczonych na wolierach o powierzchni niedużej działki budowlanej. Bytowanie zwierząt w ogrodzie jest podyktowane interesem ludzi – to oni chcą je widzieć i mieć do nich dostęp, więc wszelkie próby oddalenia się od obecności ludzi są praktycznie niemożliwe. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że nawet najlepsze warunki oferowane przez ogród zoologiczny, będą niewystarczające pomimo tego, że istnieją sformułowane przez EAZA (red. European Association of Zoos and Aquaria) wytyczne co do minimalnych powierzchni wybiegów.

AS: Istnieją regulacje prawne dotyczące liczby osób odwiedzających dziennie jakiegoś osobnika? 

HM: Niestety nie. Z tą kwestią wiążą się pewne obserwacje naukowców – dowiedziono, że zwierzęta trzymane w klatkach i na wybiegach śmiertelnie się nudzą. Niektóre badania pokazują, że obecność ludzi jest jedynym bodźcem, który w jakiś sposób je pobudza. Jednocześnie do kompletnie odwrotnych wniosków dojdziemy analizując problem nadmiernej ekspozycji zwierząt. Osoby odwiedzające zwierzęta w wielu wypadkach wyciągają  ręce, karmią, robią zdjęcia, krzyczą, stukają w szyby – chcą na wszelkie możliwe sposoby pogłębiać tę relację. Musimy zrozumieć, że w niewoli trzymane są zarówno gatunki bardziej społeczne, jak i te całkowicie samotnicze, żyjące w pojedynkę jak np. ryś. Wystawienie takiego kota na ciągłą ekspozycję społeczną, w oczywiście negatywny sposób determinuje jego samopoczucie. 

AS: Jakie organy kontrolują warunki, w których przebywają zwierzęta w ogrodach zoologicznych? 

HM: Te „lepsze ogrody” zoologiczne działają pod skrzydłami organizacji EAZA, określającej zasady dotyczące m.in. sposobu utrzymania czy rozmnażania zwierząt. 

AS: Łódzkie zoo współpracuje z tą organizacją od lat 90.  

HM: Niektóre przepisy ustanowione przez EAZĘ wzbudzają niemałe kontrowersje. Kojarzenie zwierząt jest ściśle określone, tak aby w różnych ogrodach zoologicznych utrzymywać populację gwarantującą zróżnicowaną pulę genetyczną. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że z podobnymi regulacjami wiąże się selekcja osobników – organizacja nie pozwala na azylowanie zwierząt, które np. zostały odratowane czy porzucone – tych o niewiadomym pochodzeniu i genotypie.

Wiąże się z tym choćby bardzo głośny przypadek eutanazji żyrafy o imieniu Marius w kopenhaskim zoo. Jej ciało zostało poddane sekcji, którą w ramach działań edukacyjnych prowadzono na widoku przechodniów, w tym dzieci. Następnie ciałem żyrafy nakarmiono drapieżniki mieszkające w ogrodzie. Eutanazję zwierzęcia poprzedziły akcje protestacyjne licznych osób i aktywistów. Przedstawiono oferty wykupu zwierzęcia, ale władze ogrodu były nieugięte i nie udało się go ocalić. Ponieważ chodziło o żyrafę, sprawa odbiła się szerokim echem społecznym, domyślam się jednak, że podobnych przypadków jest więcej. 

AS: W ostatnim czasie łódzkie Oriantarium podzieliło się z mieszkańcami wiadomością, że wśród nowo narodzonych zwierząt na świat przyszło kilka samic. Jak podkreślają opiekunowie, to tym większa radość dla ogrodu – samice dają większą możliwość kontroli populacji. 

HM: Dla nas zwierzęta są atrakcją – widok tych maluchów nas rozczula. Rzadko w takich chwilach myślimy o tym, że za tymi urodzeniami stoi konkretny system kontroli. To świetnie zorganizowany program, który musi się finansować. 

AS: Przed naszą rozmową wybrałam się do Orientarium. Opiekunowie wielokrotnie powtarzali, że wszystkie te działania mają na celu ochronę gatunkową zwierząt. Jak w takim razie należy odbierać tego typu zapewnienia? Dlaczego mielibyśmy nie zaufać ogrodowi? Z okazji urodzin samicy pandy rudej w łódzkim Orientarium uruchomiono akcję – zwiedzający mogą zakupić o złotówkę droższy bilet – dochód z nadwyżkowej opłaty w całości wspiera działania Red Panda Network, organizacji zajmującej ratowaniem tych zwierząt w naturze. 

HM: Dbałość o utrzymanie bioróżnorodności i podtrzymanie gatunku wydaje się bardzo szlachetną ideą. Z drugiej strony, w imię ochrony gatunkowej, podporządkowujemy życie osobnika – w tym przypadku jednej konkretnej pandy – jakiemuś wyższemu celowi. Ponieważ my chcemy ocalić gatunek, skazujemy tę pandę na życie w klatce. W rezultacie jednostkowe istnienie – jej samopoczucie, jej smutek, jej cierpienie i potrzeby – zostaje zupełnie zmarginalizowane. Po raz kolejny okazuje się, że wyższy cel ma w mianowniku interes ludzi. Mimo niesprzyjających warunków środowiskowych, do których niejednokrotnie przyczyniliśmy się sami, chcemy oglądać i obcować z tym zwierzęciem w przyszłości. W praktyce obecność pandy w ogrodzie zoologicznym nie ma żadnego przełożenia na życie ekosystemu na wolności. Panda zamknięta w Orientarium jest żywą nosicielką genów, która nigdy nie zafunkcjonuje w przyrodzie.

AS: W takim razie istnieje jakiś złoty środek? Czy odpowiedzią na utrzymanie puli gatunkowej mogą być rezerwaty przyrody, w których zwierzęta mają warunki znacznie bardziej zbliżone do tych naturalnych?

HM: Przychodzi mi na myśl porównanie do jedzenia owoców cytrusowych, w krajach, w których one nigdy nie rosły i rosnąć nie będą... Oczywiście, dzięki parkom zwierzęta żyją w znacznie lepszych warunkach niż w najlepszym zoo. Nie dajmy się jednak za bardzo temu zwieść. Nawet kiedy jedziemy do Parku Narodowego Krugera w RPA, żeby doświadczać obecności zwierząt w ich naturalnym środowisku, po chwili zauważamy, że lwice noszą obroże, dzięki którym można monitorować i stymulować ich położenie. Te osobniki nie mogą poczuć się do końca wolne – w końcu chodzi o to, aby co jakiś czas spotkały się z człowiekiem. 

AS: Czy w najbliższych latach, jako społeczeństwo dojrzejemy do myśli, że może nie każdemu z nas dane jest w życiu zobaczyć na własne oczy niedźwiedzia polarnego? 

HM: Sądzę, że za około 50 lat ogrodów zoologicznych już nie będzie. Mamy do czynienia z ogromną zmianą świadomości – ludzie zaczynają dostrzegać, że zwierzęta w ogrodach są uwięzione. 

AS: Wiele mówi się o funkcji edukacyjnej zoo. Osoby odwiedzające ogrody zoologiczne faktycznie uwrażliwiają się na problemy zwierząt? Poznają je lepiej?

HM: Bliskość zwierząt jest dla nas dużym przeżyciem, bo cywilizacja sukcesywnie osłabia nasz kontakt z naturą. Większość z nas pamięta z dzieciństwa swoje wizyty nawet w tak opresyjnych miejscach jak cyrki. Spora część tych, którzy je odwiedzili, po czasie podejmuje refleksje na ten temat i widzi to krytycznie. Sądzę, że z ogrodami zoologicznymi jest podobnie – dopóki jest się nieukształtowanym i młodym, to kontakt z przyrodą generuje w nas pozytywne emocje. Z czasem zauważamy i rozumiemy więcej, co przekłada się na rozwijanie empatii wobec zwierząt i wypracowanie w sobie postawy krytycznej.

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu korsokolbuszowskie.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama