reklama

Obniżone poczucie własnej wartości burzy cele kobiet. Rozmowa z Małgorzatą Trzaskowską, life coachem specjalizującym się w pracy z kobietami

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z Kraju Kiedy kobieta czuje się niewystarczająco dobra, to próbuje udowodnić innym osobom, że jest odwrotnie i robi wtedy różne rzeczy, które tak naprawdę jej szkodzą – mówi w rozmowie z nami Małgorzata Trzaskowska, life coach dla kobiet, autorka książek "Jesteś wartościowa" oraz "Czuła dla siebie".
reklama

Często przychodzą do Pani kobiety po rozwodzie albo po rozstaniu, które próbują coś zrobić ze swoim życiem, na nowo je ułożyć albo diametralnie zmienić?

Powiem tak, kobiety przychodzą z różnymi problemami, zarówno z problemami po rozstaniu, kiedy ich poczucie własnej wartości szwankuje, jak i na przykład po zwolnieniu z pracy. Takiego rodzaju straty wywołują sporo negatywnych myśli, że coś może ze mną jest nie tak. Skoro ktoś mnie zostawił, skoro ktoś się ze mną rozstał, skoro ktoś mnie na przykład zwolnił z pracy, to znaczy, że ja mogę być niewystarczająco dobra, jakaś wybrakowana albo nie taka, jaka powinnam być. I często kobiety trafiają właśnie z takim poczuciem. Poczuciem bycia niewystarczająco dobrą, poczuciem bycia niewartościową albo niewystarczająco wartościową.

Jakie jeszcze sytuacje mogą uaktywnić w kobiecie to poczucie się niewystarczającą? 

Trudne sytuacje życiowe, trudne przeżycia typu: odrzucenie, np. w związku albo w innej relacji, poczucie, że nie spełniam jakichś standardów, poczucie, że jest się niezauważaną, niedocenianą albo pomijaną czy wykluczaną. To wtedy może pojawić się poczucie, że jestem niewystarczająco dobra. Kobiety zgłaszają się też z nim wtedy, gdy mają chęć coś nowego zrobić, wprowadzić do swojego życia zmiany. Na przykład czują, że są gotowe powalczyć o awans albo nawet zmienić pracę i sięgnąć po więcej, ale wtedy uaktywnia się wewnętrzny krytyk, który mówi: nie zasługujesz, jesteś za mało doświadczona, masz za małą wiedzę, masz za małe kompetencje, na pewno sobie nie poradzisz.

I coaching pomaga się z tym uporać? 

Tak, w takich sytuacjach głównie pracujemy nad poczuciem własnej wartości, nad docenieniem siebie, nad samoakceptacją. Ja specjalizuję się właśnie w takich tematach, jak poczucie własnej wartości, samoakceptacja i wypływająca z tego autentyczna pewność siebie. Nie taka pewność siebie granicząca z arogancją, że uważam się za lepszą od innych i wyobrażam sobie, że jestem Bóg wie kim, tylko pewność siebie, która wypływa z poczucia własnej wyjątkowości i tego, że jestem wartościowym człowiekiem.

Czym coaching różni się od psychoterapii? Od czego zacząć?

To może jeszcze sprecyzujmy dokładnie, bo wokół coachingu jest bardzo dużo mitów i legend, czym coaching jest, a czym nie jest? 

W coachingu chodzi o to, aby wydobyć potencjał klienta i wesprzeć go na drodze do realizacji celów. Czyli zakładamy, że klient ma w sobie wszystko, czego potrzebuje, żeby wprowadzić do swojego życia zmiany, tylko bardzo często nie umie z tego potencjału skorzystać lub ten jego potencjał jest w jakiś sposób zablokowany, na przykład przez ograniczające przekonania: że sobie nie poradzę, że inni są lepsi, że ja jestem niewystarczająco dobra albo przez poczucie, że na coś nie zasługuję. Coaching skupia się na tym, żeby ten potencjał odblokować i żeby klient ruszył do przodu. Natomiast coaching nie jest dawaniem rad, nie jest doradztwem ani konsultingiem, czyli mówieniem po kolei, co masz zrobić, co będzie dobre, a co złe, co wybrać. Nie mówimy, jak postąpić w danej sytuacji. Bywało, że klientka pytała mnie, czy skorzystać z oferty nowej pracy, czy nie. Ja nigdy nie daję takich rad, nie biorę na siebie takiej odpowiedzialności. Wierzę w to i widzę to też w pracy z klientami, że ludzie sami mają wiedzę, co będzie dla nich dobre, tylko nie są jej pewni. Nie do końca są przekonani, czy warto. Obawiają się niepowodzenia i chcą mieć potwierdzenie od kogoś innego, by w swojej decyzji poczuć się bezpieczniej. Co ważne, coaching nie jest też psychoterapią, a więc nie skupia się na przeszłości. Podczas sesji nie analizujemy sytuacji z dzieciństwa, a rozmawiamy o przyszłych celach i drodze do ich osiągnięcia. Kiedy słyszę, że ktoś na rozmowie wstępnej mówi o depresji, przeżytej traumie czy o lękach, doradzam, by udał się na psychoterapię, gdyż dla takiej osoby to będzie bardziej odpowiednia forma wsparcia.

A jeżeli ktoś ma problemy emocjonalne i nieprzepracowane traumy, ale korzysta z psychoterapii, czy równolegle może podjąć się coachingu?

Ja myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest najpierw zakończenie terapii, a później udanie się do coacha. Wielokrotnie zdarzyło mi się pracować z osobami, które były na terapii i bardzo lubię pracować z takimi osobami, bo one mają dużą świadomość swoich ograniczeń, swoich programów i schematów, które w bardzo dużym stopniu mają już przepracowane i też bardzo skutecznie przebiega wtedy praca coachingowa. 

Wskazała Pani na cel. Czy trzeba go znać już przed pierwszą sesją coachingową?

Z reguły te osoby, które zgłaszają się na coaching i są takimi typowymi coachingowymi klientami, mają swój cel. Nie musi to być cel wyraźnie sprecyzowany, ale cel, że chcę na przykład zmienić swoje życie, zmienić pracę, chcę przestać żyć w tym, w czym teraz żyję. Mogę na przykład nie wiedzieć, jaka miałaby być ta nowa praca, mogę nie być do końca przekonana, co ja chcę w życiu robić, ale ten wymiar celu jest do odkrycia już właśnie w coachingu. Natomiast, jeżeli ktoś ma ogólnie takie poczucie, że jest mu w życiu źle, ale nie wie dlaczego, nie wie w ogóle, z czego się biorą jego lęki czy stany depresyjne, to tutaj bardziej skuteczną formą wsparcia będzie psychoterapia.

A jakich sfer życiowych mogą dotyczyć te cele? To jest tak, że przychodzimy tylko z celem dotyczącym życia zawodowego, czy to też mogą być cele w relacjach czy związku partnerskim?

Jak najbardziej, to mogą być też cele w relacjach, czyli nie tylko cele zawodowe, bo mówimy nie tylko o zawodowym coachingu, ale też o life coachingu, który dotyczy bardziej sfer życia osobistego, a więc na przykład funkcjonowania w związku partnerskim, w relacji z innymi ludźmi, czy poprawy asertywności, a co za tym idzie, jakości życia. Często temat asertywności łączymy z pracą, z umiejętnością odmawiania, żeby nie dać się wykorzystywać. A ta asertywność to jest tak naprawdę postawa życiowa, która rozciąga się na wszystkie obszary życia. Jeżeli, na przykład, kobieta widzi, że trudno jej zadbać o swoje potrzeby, jeżeli widzi, że poświęca się dla męża i dla dzieci i dla nich jest gotowa wiele zrobić, a o sobie zapomina, to też jest to cel do coachingu, takiego właśnie bardziej life coachingu i do popracowania nad asertywnością w sferze osobistej, do zastanowienia się, jakie są moje potrzeby i jak ja mogę o nie zadbać.

Bywa, że kobiety na sesjach coachingowych stawiają znak równości między celem a marzeniem?

Ja myślę, jak to kiedyś ktoś powiedział, że cel to jest marzenie z datą realizacji. Coś w tym jest. Zdarza się też, że jeżeli ktoś nie bardzo wierzy, że mu się uda zrealizować cel, to nazywa go wtedy marzeniem. Takie mam poczucie, że ludzie, którzy mają jakiś deficyt wiary w siebie, mają skłonność do nazywania realnych celów marzeniami, a wtedy mniej wierzą, że uda im się te cele osiągnąć. Ja często pokazuję kobietom, że to marzenie da się sprowadzić na ziemię, rozłożyć na czynniki pierwsze, przyjrzeć się mu, często też z takiej praktycznej strony, i je zrealizować. 

Czyli coaching może czasami prowadzić do zmiany tylko naszego języka?

Tak. Ja bym powiedziała tylko i aż. Bo coaching polega też na tym, żeby czasami przeformułować coś, przyjrzeć się czemuś z innej perspektywy albo nazwać coś inaczej. My często zamykamy się na rozwiązania poprzez język. Gdy nazwiemy coś problemem, to zaczyna nam to ciążyć. Jeżeli nazwiemy to trudnością czy wyzwaniem, to czujemy automatycznie, jakby ten ciężar trochę zelżał i wtedy mamy większą szansę coś z tym zrobić. Dlatego też bardzo często zachęcam swoje klientki do popatrzenia na sprawę z innej strony albo do nazwania jej inaczej. Na przykład, jeśli ktoś przychodzi i mówi: "Jestem leniwa" albo "Moim problemem jest lenistwo", to ja zachęcam taką klientkę do kopania głębiej i zobaczenia, co tam jest pod tym lenistwem, bo nazwanie siebie leniwą jest bardzo obciążające i zamykające. Jeżeli nazwę siebie leniwą, to stwarzam etykietę, która mnie określa i potem rzeczywiście mogę mieć problem z podejmowaniem działań czy w ogóle zrobieniem czegokolwiek. Mam przekonanie, że jestem leniwa, więc na pewno i tak nic nie wyjdzie z moich wysiłków. Zamiast określać siebie jako osobę leniwą, warto przyjrzeć się temu, co jest pod spodem, dlaczego nie realizuję swoich celów. Może blokuje mnie strach przed porażką? A może nie realizuję swoich celów, nie idę na siłownię, bo mam przekonanie, że i tak mi się nie uda? Bo założyłam sobie, że schudnę 20 kg, czuję się przytłoczona tym celem i wolę sobie powiedzieć: "No, trudno, jestem leniwa!". A może problemem tutaj nie jest lenistwo, tylko brak wiary? Dlatego to, co Pani powiedziała o tym nazywaniu jest bardzo ważne. Warto popatrzeć z innej strony i nazwać coś inaczej. Odkryć, że może w siebie nie wierzę, może ten cel, który sobie ustaliłam jest zbyt duży, może jest zbyt przytłaczający. Być może tutaj jest rozwiązanie.

Czyli jest coś w znanej myśli: ,,zmień swoje słownictwo, zmienisz swoje życie”? 

Ależ oczywiście. Bo bardzo często, kiedy nazywamy siebie różnymi określeniami, na przykład, że jestem leniuchem, że jestem grubasem albo bałaganiarą, to jest to etykietka, którą sobie przyklejamy. A zamiast mówić, że jestem bałaganiarą, mogę powiedzieć, że nie posprzątałam w pokoju, albo że mam chaos na biurku. I to jest fakt. Natomiast, jeżeli nazwę siebie bałaganiarą, to przykleję sobie etykietkę i włożę siebie do szufladki, z której później trudno jest wyjść. Dlatego bardziej zachęcam do tego, żeby nazywać fakty, niż żeby przyklejać sobie etykietki.

Wróćmy jeszcze do celów. Czy okazuje się czasami, że cele, które postawi sobie kobieta są nierealne albo nieosiągalne i czy coaching – wobec tego – to też jest taka przestrzeń do weryfikacji tych celów, a więc upewnienia się, czy to, co sobie postawiłam za cel, to jest na pewno to, czego tak bardzo pragnę?

Bardzo dobre pytanie. Ja często wykorzystuję metodę pracy z celem na linii czasu. To jest takie ćwiczenie, gdzie układamy sobie plan działania i klientka, krok po kroku, przechodzi ten proces w wyobraźni, pracując na linii czasu. I kluczowe jest tu, co czuje, kiedy osiąga ten swój cel, kiedy osiąga to, co sobie właśnie zaplanowała. Praca z celem na linii czasu pozwala zweryfikować postawiony cel. Jeżeli ktoś, na przykład w momencie osiągnięcia go na linii czasu, czuje ogromną satysfakcję, czuje lekkość, czuje dumę z siebie, czuje, że to było właśnie to, że teraz jest na wyższym poziomie, to jest to dowód na to, że ten cel był rzeczywiście prawdziwy i zostaje zweryfikowany jako ten, do którego rzeczywiście warto dążyć. Natomiast, jeżeli klientka osiąga założony cel, ogląda się za siebie i mówi, że w zasadzie nie czuje jakiejś wielkiej satysfakcji albo nawet ma wrażenie, że nie było w tym wielkiego sensu, wtedy warto sobie przeanalizować, co jest tym prawdziwym celem. Żeby to przybliżyć, czasami używam metafory z drabiną i ścianą: jeżeli wdrapujesz się po drabinie na dach, to upewnij się, czy ta drabina jest przystawiona do właściwej ściany, bo możesz się tam wdrapać i okaże się, że to nie ten dach, że to nie było to. W coachingu istnieją też inne metody weryfikacji tego celu, metody różnych pytań: po co chcesz osiągnąć cel? Co ci to da, gdy osiągniesz ten cel? Wtedy w takiej pracy z mocnymi pytaniami też pokazuje się nam, czy ten cel chcemy osiągnąć dla siebie, czy raczej po to, żeby komuś coś udowodnić albo żeby rodzice byli zadowoleni. 

No właśnie – co jest głównym narzędziem pracy w coachingu? Pytania? Zadania? Ćwiczenia?

Głównym narzędziem pracy są pytania, ale też różne inne narzędzia NLP. Ja je bardzo często stosuję. Na przykład praca z celem na linii czasu, praca z ograniczającymi przekonaniami, praca z wewnętrznym krytykiem czy przeformułowanie konfliktu wewnętrznego. Pracujemy wtedy z częściami osobowości, które są w konflikcie, w sytuacji, kiedy jedna część chce coś osiągnąć, a druga część jej w tym przeszkadza, bo chce czegoś zupełnie innego. Pracując w ten sposób, możemy rozwiązać taki konflikt albo doprowadzić do tego, żeby te części jakoś się ze sobą "dogadały" i żeby cel klienta mógł zostać osiągnięty.

Ciągłym "tak" nie zdobędziesz szacunku ludzi. Jest wręcz odwrotnie

Skupmy się już wyłącznie na kobietach. To z nimi pracuje Pani na co dzień. Jaki jest dziś największy problem kobiet, czy może bardziej, jakby to Pani określiła, wyzwanie?

To jest problem braku wiary w siebie i poczucia bycia niewystarczająco wartościową, a także lęk przed porażką. Bardzo dużo kobiet nie jest w stanie podejmować nowych wyzwań zawodowych. Obawiają się korzystać z różnych możliwości, zaproponować swoją kandydaturę, jeżeli jest szansa awansu czy możliwość wejścia gdzieś wyżej. Kobiety zgłaszają się też z takim poczuciem, że "nie mogę sobie pozwolić" albo "nie mogę się odważyć". Na przykład, nie mogę sobie pozwolić zabrać głosu, nie mogę się odważyć na to, żeby wypowiedzieć się publicznie. To też jest takie poczucie właśnie, że za mało wiem, że za małe mam kompetencje, że na pewno ktoś inny wie lepiej, że ośmieszę się, że się skompromituję albo powiem coś, co będzie takie błahe, tak nic nieznaczące, że wszyscy wzruszą ramionami i nikt nie będzie chciał mnie słuchać. To jest najczęstszy problem. Zdarzają się też często kobiety, które chcą zmienić swoje życie, na przykład zmienić pracę czy zawód, bo czują, że to, co robią nie jest ich powołaniem. Może kiedyś przyszły do tej pracy, bo taki miały wtedy pomysł na siebie, gdzieś już się osadziły i są w tym zawodzie, ale tak naprawdę, im więcej lat upływa, tym bardziej zdają sobie sprawę, że to nie jest ich bajka. Ja bardzo lubię pracować z takimi kobietami, bo to też jest moja historia. Ja też przez prawie 20 lat zajmowałam się nieruchomościami, mimo że nie była to moja dziedzina, ale długo nie miałam odwagi, by coś zmienić ani innego pomysłu na siebie. Aż przyszedł taki moment, kiedy zdecydowałam się, że warto rzeczywiście pójść za głosem serca i zacząć robić to, co kocham. 

Ten bagaż doświadczeń pomaga Pani w pracy coacha?

Bardzo pomaga. Jeżeli coach ma takie doświadczenia, to łatwiej jest mu wejść w buty swojej klientki i faktycznie poczuć to, co ona czuje. Kiedy nie byliśmy nigdy w jakiejś sytuacji, to nie wiemy, jak bardzo może być ona blokująca. Na przykład, dajmy na to, przy zmianie zawodu, kiedy mamy poczucie, że skaczemy w przepaść, że puszczamy wszystko, czego się dotąd trzymaliśmy i rzucamy się w nieznane. Wtedy towarzyszy nam ogromny strach. Że się nie uda, że będziemy musiały z podkulonym ogonem wrócić na etat, co ludzie powiedzą, jak zareagują nasi znajomi. Jeżeli nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji, to trudno nam zrozumieć te lęki. Ja też bardzo skupiam się w pracy z klientkami nad tym, żeby naprawdę przyjrzeć się temu, co je blokuje, bo jeżeli nie popracujemy nad ograniczeniami, to może okazać się, że klientka wyjdzie od coacha zadowolona, że ma plan działania, po czym nie zrealizuje tego planu, bo okaże się, że on ją przerósł. Że te obiekcje czy te hamulce, które ją blokują okażą się na tyle silne, że ona nic z tego planu nie zrobi albo zrobi pierwszy krok i na tym się zatrzyma, bo to będzie wszystko, na co się odważy. 

Pytałam o największe trudności kobiet. To może jeszcze zapytam o najczęstsze cele i marzenia.

Chyba najczęstszym celem, z jakim przychodzą do mnie kobiety jest wzmocnienie pewności siebie. Jak pytam na początku, co miałoby być celem, to słyszę: "Chciałabym być bardziej pewna siebie". Zawsze idę o krok dalej i pytam, co tam się za tym kryje. Pewna siebie, czyli jaka? Bo pewność siebie to jest pojęcie bardzo szerokie. Dla jednej klientki pewność siebie to będzie swoboda występowania, przemawiania, swoboda wyrażania swojego zdania na spotkaniach w pracy, bycie swobodną w kontakcie z klientem, z przełożonym, a dla drugiej kobiety to będzie umiejętność odmawiania, szanowania swoich granic. To, co dla klientki oznacza pewność siebie jest ściśle powiązane z tym, w jakim obszarze chce ona dokonać zmiany. 

Co kobietom, którym z pozoru niczego nie brakuje, utrudnia rozwój?

Najczęstszą przeszkodą jest zaniżone poczucie własnej wartości. Kiedy kobieta czuje się niewystarczająco dobra, to próbuje udowodnić innym osobom, że jest jest odwrotnie i robi wtedy różne rzeczy, które tak naprawdę jej szkodzą.

Czyli, co?

Na przykład przytakuje komuś, nadskakuje, nie potrafi powiedzieć ,,nie”, zgadza się na wiele rzeczy, na które nie chciałaby się zgodzić. Albo bardzo się stara, osiąga sukcesy ze szkodą dla siebie, bo nadmiernie pracuje, jest perfekcjonistką i wydaje się jej, że jak robi coś na 99 proc., to nie jest to już nie jest wystarczająco dobre i musi to zrobić na 100 proc. Takie działania najczęściej obracają się na końcu przeciwko tym kobietom, bo okazuje się, że takiej osoby ludzie często i tak nie szanują, nie doceniają i nie potrafią jej nawet podziękować za to, co dla nich robi.

Jak kobiety reagują, uświadamiając sobie ten paradoks?

Są zaskoczone. Czasami podczas sesji pojawiają się duże emocje, bo jeżeli kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że zabiegając o sympatię i uznanie innych, ona tak naprawdę siebie krzywdziła, nie okazywała samej sobie szacunku i siebie samą spychała na margines, to wtedy pojawiają się łzy. Nagle ta kobieta widzi, że robiła sobie krzywdę i postanawia więcej już sobie tej krzywdy nie robić. Często z tego bierze się też silna energia do zmiany. Gdy ktoś zobaczy to z taką intensywnością i dostrzeże swój własny udział w sytuacji, to wtedy jest bardzo duża szansa, że nastąpi zmiana. Miałam kiedyś takie doświadczenie z jedną klientką, która przyszła z problemem braku szacunku ze strony współpracowników. Współpracownicy odzywali się do niej opryskliwym tonem, nie szanowali jej, często próbowali zrzucić na nią winę za sytuacje, które działy się w pracy, a ona nie reagowała, nie potrafiła postawić granic. I kiedy podczas sesji zdała sobie sprawę, jak to wygląda, jak ona siebie krzywdzi w ten sposób, to postanowiła, że już nigdy więcej nie pozwoli, żeby ktokolwiek ją tak potraktował. Wymyśliła sobie nawet takie zdanie, które będzie mówić w sytuacji, kiedy ktoś odezwie się do niej bez szacunku. I z tym zdaniem wyszła z sesji. Kiedy zobaczyłyśmy się za dwa tygodnie, byłam bardzo ciekawa, jak poszło, czy udało jej się postawić granice, czy udało jej się powiedzieć to zdanie do tych ludzi, którzy znowu potraktowali ją bez szacunku, a ona przyszła i powiedziała: Wiesz co, to było niesamowite. Wyobraź sobie, że przez dwa tygodnie nie miałam ani jednej okazji, żeby powiedzieć to zdanie. Nikt nie potraktował mnie bez szacunku. Nikt się do mnie źle nie odezwał. Mówiła, że nie wie, co się zadziało. A to była, jak jej to później właśnie pokazałam, tak silna zmiana na poziomie energetycznym, że ona już nawet nie musiała tego zwerbalizować. To było tak wyczuwalne, że ludzie po prostu czuli, że coś się zmieniło, że jest jakaś niewidzialna bariera, której nie mogą przekroczyć. Także to jest czasami niesamowite, jak zmiana w energii powoduje też zmianę w otoczeniu. Ludzie to czują.

W jakim wieku albo na jakim etapie życia kobiety najczęściej decydują się rozwój poprzez coaching? To są kobiety tuż po studiach, rozpoczynające swoją zawodową karierę, będące na tzw. starcie, młode mamy niedługo po ślubie czy już raczej kobiety ze względnie ułożonym życiem osobistym i sporym bagażem doświadczeń zawodowych?

Ja bym powiedziała, że to ostatnie, przynajmniej w moim przypadku. Owszem, miewałam również klientki, które były jeszcze studentkami, ale to była mniejszość. W większości moje klientki to osoby, które są już w zawodowym życiu od jakiegoś czasu, są też już w jakichś związkach, mają rodziny, dzieci. I przychodzi taki moment, że albo stają na jakimś życiowym zakręcie albo przed jakąś ważną decyzją, na tzw. rozstaju dróg i nie wiedzą, co dalej. Bywa, że zaczyna do nich docierać, że to, w jaki sposób dotąd żyły, przestaje im wystarczać. Odczuwają potrzebę zmiany i wtedy zgłaszają się na coaching.

Mówi się o tym, że mężczyźni rzadziej przyznają się do słabości, a co za tym idzie, niechętnie sięgają po pomoc, np. psychologiczną. Czy z tego rodzaju wsparcia również częściej korzystają kobiety?

Ja pracuję w większości z kobietami, z mężczyznami zdarzyło mi się pracować dosłownie kilka razy, ale wydaje mi się, że mężczyźni raczej korzystają z coachingu w celach zawodowych, a kobiety są bardziej skłonne poruszać również obszary życia osobistego.

"Mężczyźni mogą się wiele nauczyć od kobiet, a kobiety od mężczyzn". Jaką siłę mają kobiety?

Czy na przestrzeni lat, przez które pracuje Pani z kobietami, zauważyła Pani jakąś radykalną zmianę w ich świadomości, spojrzeniu na świat albo myśleniu o sobie? Czy kobietom, dzięki jednak coraz wyraźniejszemu echu feminizmu, jest dziś łatwiej się rozwijać, czy, przez – z drugiej strony –  narastającą wraz z ich buntem opresję, trudniej?

Wydaje mi się, że łatwiej. Dziś jest więcej możliwości niż kiedyś i wiele kobiet coraz głośniej mówi, że kobiety też mogą podążać za swoimi celami, że też mogą realizować siebie, że wcale ich rolą nie jest poświęcanie się dla dzieci i dla męża. Także w mediach społecznościowych widzimy coraz więcej wpisów na ten temat. Dzięki temu nawet kobiety, które może dotąd nie były pewne, czy im wolno, odważą się wyjść ze stereotypowych schematów.

Czyli taka duchowa wspólnota też ma znaczenie.

Ma znaczenie i widzę coraz więcej takich kobiet. Kobiet świadomych, które podążają za ideą siostrzeństwa, czyli nie rywalizują ze sobą, tylko wspierają się nawzajem. Nie hejtują się, tylko dodają sobie odwagi. Oczywiście, dużo jest jeszcze podcinania skrzydeł, jednak ja się chcę koncentrować na tym, co dobre i zawsze cieszę się, gdy widzę wspierające komentarze: "dasz radę", "fajnie", "gratuluję", "trzymam kciuki", "powodzenia". To pokazuje, że jednak wiele kobiet dołącza do tej społeczności kobiet, które się odważają i które się wspierają.

A na czym polega ta, trochę już przebrzmiała, siła kobiet? Jest coś, w czym to my mamy przewagę?

Myślę, że siłą kobiet jest przede wszystkim wspólnota i ich wzajemne wspieranie się. Kobieta, wiadomo, trochę jest inna w swojej mentalności i też w sposobie działania niż mężczyzna. Mężczyźni działają bardziej linearnie, skupiają się na swoich celach i prą do przodu, i oczywiście tego się możemy nauczyć od mężczyzn i to jest piękne. Uważam, że i mężczyźni mogą się wiele nauczyć od kobiet, i kobiety od mężczyzn. Natomiast kobieca siła jest w relacjach. Jest w tworzeniu związków między ludźmi. W tworzeniu sprzyjającej przestrzeni, atmosfery. Uważam, że kobiece biznesy, prowadzone przez świadome kobiety, są piękną i inspirującą przestrzenią do rozwoju dla innych kobiet. Chciałabym, żeby jak najwięcej kobiet wspierało inne kobiety, żebyśmy nie zazdrościły sobie nawzajem, nie rywalizowały ze sobą, tylko, żeby sukces innej kobiety nas cieszył i żebyśmy widziały go jako nasz wspólny sukces. Jeżeli wierzyć idei duchowości, która zakłada, że na bardzo głębokim poziomie wszystkie jesteśmy połączone, to jest to tak naprawdę jeden wielki nasz wspólny sukces.

 

Małgorzata Trzaskowska – trenerka samoakceptacji i doceniania siebie, life coach dla kobiet, autorka książek "Jesteś wartościowa" oraz "Czuła dla siebie", prowadząca blog "Ogród Przemian". Kobieta, matka, partnerka, perfekcjonistka na odwyku, ex-zadowalaczka wszystkich dookoła. Będąc już po czterdziestce, odważyła się zamknąć dotychczasowe życie, pożegnać nowoczesne biurowce, korporacyjne garnitury, beże, granaty, szarości i... żyć. W końcu tak, jak chce.

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu korsosanockie.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama