Rzeszów rozwija się dynamicznie, ale za szybkiemu wzrostowi nie zawsze towarzyszy odpowiednia modernizacja infrastruktury. Przykładem tego problemu jest rondo Pobitno – jedno z głównych skrzyżowań wschodniej części miasta. Miejsce, które teoretycznie ma łączyć i usprawniać ruch, w praktyce jest źródłem codziennej irytacji kierowców. W godzinach porannych i popołudniowych sytuacja staje się wręcz krytyczna – korek ciągnie się w stronę ulic Lwowskiej, Armii Krajowej i Rejtana, a przejazd przez rondo zajmuje często kilkadziesiąt minut.
Poranki pełne frustracji
Dzień pracy dla wielu mieszkańców zaczyna się od... stania w korku. Najgorsza sytuacja jest wtedy gdyż rzeszowianie próbują dojechać do pracy, szkół i uczelni. Zator obejmuje nie tylko samo rondo, ale i drogi dojazdowe, ulice Lwowską, Armii Krajowej i Rejtana. Kierowcy narzekają, że ruch odbywa się w tempie „żółwia”, a każdy dodatkowy sygnał świetlny lub pieszy na przejściu tylko potęguje problem.
Popołudniowy powrót do domu? Lepiej uzbroić się w cierpliwość
Ruch w okolicach ronda nie ustaje również po południu. Wracający z pracy mieszkańcy znów muszą zmierzyć się z długimi zatorami. Ulice wylotowe i dojazdowe korkują się niemal jednocześnie. Ruch z centrum, z osiedla Nowe Miasto, Baranówki oraz z kierunku Łańcuta sprawia, że całe rondo staje się niemal nieprzejezdne.
Rondo nie daje rady
Rondo Pobitno nie radzi sobie z natężeniem ruchu. Ruch tranzytowy, lokalny i miejski zderzają się tu w jednym miejscu. W godzinach szczytu to połączenie okazuje się nie do opanowania. Dodatkowym problemem są samochody ciężarowe oraz autobusy komunikacji miejskiej, które również muszą przedostać się przez zakorkowane skrzyżowanie.
Komentarze (0)