Młodzi z pasją: „Kiedy byłam młodsza - imponowała mi, teraz ją pokonałam.”

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Monika Zielińska jest wychowanką Kolbuszowskiego Klubu Karate Kyokushin, a jej senseiem był pochodzący z Mielca - Roman Jemioło. Monika 12 października została mistrzynią Polski w karate, a już w listopadzie jedzie do Tokio, aby reprezentować nasz kraj na Mistrzostwach Świata, wraz z czterema innymi zawodniczkami. Porozmawialiśmy z nią na temat karate, tego czy czegoś się w nim obawia oraz jak widzi swoje szanse na Mistrzostwach Świata.

O niedawnym sukcesie Moniki pisaliśmy TUTAJ

 

DJ (Damian Jemioło): Co robisz poza karate?

 

MZ (Monika Zielińska): Studiuję, w tym roku robię inżynierkę. Powoli też szukam pracy w zawodzie.

 

DJ: Skąd pomysł, aby trenować karate?

 

MZ: Od dziecka grałam w piłkę nożnej, mój tata był trenerem i tak zaczęła się moja przygoda ze sportem. Na karate poszłam dopiero w 6 klasie podstawówki, chciałam poprawić swoją koordynację. To był też pomysł taty, chciałam po prostu lepiej grać w piłkę. Przez około 5 lat ciągnęłam oba sporty na raz, ale potem trudno mi było to wszystko pogodzić i koniec końców zostałam przy karate.

 

DJ: Jak wspominasz swoje początki z tą sztuką walki?

 

MZ: Bardzo dobrze, zostałam naprawdę miło przyjęta. Nie traktowałam tego na początku jakoś szczególnie poważnie, bardziej jak zabawę. Nie miałam wtedy presji na zawody, nie myślałam nawet o tym. Po prostu dobrze się bawiłam i cieszyłam się, że uczę się nowych rzeczy.

 

DJ: Trenowałaś jakieś inne sporty lub sztuki walki?

 

MZ: Spróbowałam w ubiegłe wakacje trenować MMA, ale bardziej w formie zabawy i odskoczni od karate. Chciałam sprawdzić coś innego, świeżego. Nauczyłam się trochę nowych rzeczy, poznałam świetnych ludzi, ale też trudno jest coś więcej mi o tym powiedzieć. MMA różni się bardzo od karate kyokushin, jednak mimo to fajnie jest czasami spróbować innej sztuki walki.

 

DJ: Pamiętasz swoje promocje na kolejne pasy? Jak to wspominasz?

 

MZ: Tak, zawsze cieszyłam się z promocji na kolejne pasy. Oczywiście, egzaminy były bardzo ciężkie, ale udawało mi się zdawać. Zresztą, wszyscy razem w klubie się do tego przygotowywaliśmy. Szczerze – nie wiem, z którego pasa cieszyłam się najbardziej. Na pewno byłam bardzo zadowolona, kiedy dostałam czarny pas, było to w sumie, dość niedawno. Ale pasy nie są takie ważne, w karate kyokushin wszyscy odnosimy się do siebie z szacunkiem. Zresztą, zdarza się, że jakiś niższy pas pokona, na przykład czarny. W karate nie można powiedzieć, że ktoś kto nie ma czarnego pasa jest nikim, liczą się umiejętności.

 

DJ: Co jest dla Ciebie najważniejsze w karate?

 

MZ: Szczerze mówiąc – osoby, z którymi trenuję, moi przyjaciele, klub. Jednak najważniejszy jest tutaj szacunek i pokora – wszyscy się z nim odnosimy do siebie nawzajem, dodatkowo nikt się nie wywyższa. Zarówno na zawodach jak i poza nimi można spotkać wspaniałych (często utytułowanych zawodników), którzy  nie obnoszą się ze swoimi osiągnięciami i z chęcią dzielą się swoim doświadczeniem.

 

DJ: Niedawno zostałaś mistrzynią Polski, byłaś też w 2018 roku mistrzynią Europy, masz jeszcze jakieś sukcesy?

 

MZ: Zdobyłam też kiedyś młodzieżowe mistrzostwo Europy w Sofii. Rok później w Kielcach nie udało mi się obronić tego tytułu, ale stanęłam na podium z brązowym medalem. Zdobyłam też kiedyś tytuł mistrzyni Polski w swojej kategorii wagowej, bo mój niedawny sukces odniosłam w open (otwarta kategoria wagowa – przypis red.). Dwa razy byłam wicemistrzynią Polski Seniorów z podziałem na kategorie wagowe. Co więcej przez dwa ubiegłe lata stawałam na 3 miejscu na podium Mistrzostw Polski Seniorek Open. Pod koniec czerwca wywalczyłam kwalifikacje do Mistrzostw Świata w Tokio, które odbędą się 2019 roku w listopadzie. W lecie uzyskałam również promocje na pierwszy DAN (pierwszy ze stopni czarnego pasa – przypis red.). Jako junior zdobyłam też dwa razy brązowy medal na mistrzostwach Europy. 

 

DJ: A co z małymi turniejami, jeździłaś po nich?

 

MZ: Jeździłam, to były moje początki. Dzieci muszą najpierw nabrać nieco doświadczenia na mniejszych zawodach, dobrze się przygotować, potrenować. Nie ma sensu wrzucać ich od razu na głęboką wodę.

 

DJ: Sensei Roman wspominał, że nie lubisz dzielić się swoimi sukcesami i jesteś skromna, skąd się to wzięło? To wynik trenowania karate?

 

MZ: Nie, tak mam od zawsze. Nie lubiłam chwalić się niektórymi rzeczami. Oczywiście, cieszę się ze swoich sukcesów, ale nie jestem osobą, która się wywyższa. Zwłaszcza, że wiem, jak wielu jest wspaniałych zawodników.

 

DJ: Nie uważasz, że poniekąd przez to działasz trochę na swoją niekorzyść? Gdybyś była bardziej rozpoznawalna – łatwiej znalazłabyś, chociażby sponsorów.

 

MZ: Możliwe, ale szczerze mówiąc na razie nie skupiam się na tym, żeby się promować. Tym bardziej, że bardzo trudno mi było to wszystko pogodzić, pochłaniało to mój czas. W końcu chodziłam do liceum do Rzeszowa, a mieszkałam w Kolbuszowej, wstawałam o 5:00 rano, jechałam do szkoły, a potem na treningi do klubu, a czasami miałam je nawet po dwa, trzy razy dziennie. Teraz też nie mam za dużo czasu, bo skupiam się na swojej uczelni, chcę mieć dobre stopnie, więc też nie jest mi łatwo pogodzić naukę, treningi i jeszcze promowanie swoich osiągnięć.

 

DJ: Jaka walka była dla Ciebie najtrudniejsza?

 

MZ: Miałam bardzo dużo ciężkich pojedynków i szczerze mówiąc, trudno jest mi sobie to wszystko przypomnieć. Byłam bardzo zadowolona z walk, w których musiałam stawać na wyżynach, walczyć dosłownie siłą woli, bo nie starczało mi mocy. Miałam tak raz na mistrzostwach Europy, gdzie w półfinale przewalczyłam maksymalny czas walki przewidziany dla juniorów (miałam kilka dogrywek), podczas którego dałam z siebie wszystko – po walce dochodziłam do siebie z pół godziny, ale nie poddałam się. Co prawda przegrałam, ale cieszyłam się bardzo z tego pojedynku i że udało mi się podczas niego przełamać kilka barier w mojej głowie. 

 

DJ: A co z Twoim ostatnim pojedynkiem z Agatą Winiarską, jedną z najbardziej utytułowanych zawodniczek w Polsce? Pokonałaś ją teraz na mistrzostwach Polski, ale poprzednie dwa pojedynki z nią przegrałaś.

 

MZ: No tak, to prawda. Z Agatą pojedynki były trudne, teraz na mistrzostwach Polski zmierzyłam się z nią w półfinale i wygrałam. Traktuję ją jak dobrą znajomą, choć kiedy byłam młodsza, to gdy na nią patrzyłam, to miałam takie: „wow”, imponowała mi. Pamiętam, że dawniej jak sparowałyśmy, to miałam problem, żeby wytrzymać z nią choć minutę. W końcu jednak się udało, obie podchodzimy do siebie z szacunkiem i starałyśmy się czysto walczyć. Cieszę się, że się udało.

 

DJ: Jaki jest sensei Roman? Wydaje się być całkowicie poświęcony karate.

 

MZ: Sensei prowadzi kluby i w Mielcu, i Kolbuszowej. Pomaga mu w tym dużo osób. Roman to osoba, która nie wymusza na Tobie presji, nie ciśnie na uczestnictwo w zawodach. Wspiera osoby, które chcą startować, choć szczerze mówiąc, ja musiałam się upominać za pierwszym razem, bo na początku proponował turniej mojej koleżance. Poświęca na to bardzo dużo czasu, ale oprócz tego ma też firmę i rodzinę, więc musi się również na tym skupiać. Roman jest bardzo otwartym człowiekiem, sympatycznym, zawsze zagada, pożartuje, to dusza towarzystwa. 

 

DJ: A jest surowym trenerem?

 

MZ: Nie wiem jak jest teraz, bo od jakiegoś czasu nie mam możliwości z nimi trenować. Szczerze mówiąc nigdy nie dostałam jakiegoś ochrzanu, że coś robię źle. Po prostu trzeba było realizować zadania. Na treningach nie było lekko, ale zawsze doceniał to, że ktoś ciężko pracuje i się stara, nawet jeśli przychodziły słabsze dni. 

 

DJ: Czy kiedykolwiek myślałaś o tym, żeby zrezygnować z karate?

 

MZ: Czasami człowiek ma już po prostu dosyć. Zwłaszcza, kiedy nadchodzą zawody i trzeba długo się przygotowywać, robisz na przykład trzy treningi dziennie. Zdarza się, że miałam dosyć po prostu tego wszystkiego, czuje się zmęczenie. W tamte wakacje miałam praktycznie same obozy treningowe, nie masz możliwości zaplanowania czegokolwiek. W tym roku też – miałam zawody kwalifikacyjne, przygotowania do egzaminu, trudno było działać z tym wszystkim, to zmęczenie daje się we znaki. Jednak nie wyobrażam sobie rzucić tego tak na zawsze.

 

DJ: Czułaś kiedykolwiek stres podczas turnieju?

 

MZ: Za każdym razem, to nigdy nie przechodzi. Czym większe zawody tym większy stres. Nie przechodzi mi to z doświadczeniem. Najbardziej stresuję się zawsze przed zawodami, zwłaszcza dzień wcześniej czy przed pierwszą walką. Luz czuję dopiero po pojedynku.

 

DJ: Dawniej karate było jedną z najpopularniejszych sztuk walk w Polsce, Twoim zdaniem nadal tak jest?

 

MZ: Teraz jest dużo innych sportów i sztuk walk w Polsce, więc dzieci zaczynają trenować, na przykład kickboxing, MMA, bo to bardzo popularny sport, judo, brazylijskie jiu jitsu, i tak dalej. Bardzo dużo dzieci uczęszcza teraz na zajęcia z tych sportów i sztuk walk, ale karate nadal jest żywe. Mnóstwo młodych przychodzi na karate, naprawdę dużo osób je trenuje. Może nie jest to już tak popularne, jak kiedyś i na pewno nie aż tak promowane przez media, ale nadal sporo ludzi je ćwiczy. A jak nie karate – to inne sporty/sztuki walki.

 

DJ: Często, zwłaszcza w środowisku innych sportów walk występuje stereotyp, iż karate jest mało praktyczne i nie mające szans w starciu z takim, na przykład kickboxingiem czy muay thai. Nie wspominając o sportach parterowych, jak bjj. Co o tym sądzisz?

 

MZ: Szczerze mówiąc – nie miałam jeszcze za dużo szans na spróbowanie się z kimś kto trenuje coś innego. Choć jak przez pewien czas próbowałam MMA, to miałam pewien problem, bo w karate kyokushin nie ma uderzeń pięściami w głowę. I po prostu trochę trudno było mi się przestawić, dodatkowo w karate uderzamy się bez rękawic. Jeśli chodzi za to o kopnięcia i pracę nóg, to jest w porządku i mamy szanse w stójce z innymi, choć trzeba się przyzwyczajać do uderzeń w głowę. Pierwotnie w karate były takie ciosy, ale wycofano się z tego, bo uznano, że jest to za bardzo kontuzjogenne. Choć nokauty spowodowane kopnięciami w głowę zdarzają się w karate kyokushin bardzo często, ale na niektórych zawodach można zostać za to zdyskwalifikowanym. Zależy to od tego jakie techniki są dozwolone na danym turnieju. Jednak szczerze mówiąc – naprawdę nie mam pojęcia, jak taki pojedynek między karateką, a kimś kto trenuje inne stójkowe sporty walki mógłby się potoczyć. Wszystko zależy od tego kto się z kim spotka i jakie ma umiejętności.

 

DJ: W czym karate przydaje się poza dojo i walką?

 

MZ: Nabierasz pewności siebie. Ja osobiście nie boję się, nawet kiedy wracam czasami wieczorami. Jestem też bardziej otwarta na ludzi. Co więcej dzięki karate poznałam mnóstwo osób, odwiedziłam wiele miejsc, poznałam nowe kultury, ogólnie - stworzyłam nowe znajomości. Naprawdę wiele rzeczy można się nauczyć i poznać, jeśli trenujesz karate. Dzięki temu można też wyrobić w sobie sumienność i organizację czasu, bo wiem, że na przykład mam go niewiele, ale mam coś do zrobienia i trzeba to dokończyć. Podstawą jest też szacunek do ludzi, nabiera się tego. Tym bardziej, że jeśli Sensei lub inni uczniowie widzą, że ktoś przesadza lub nie odnosi się do innych z szacunkiem, to uczony jest pokory. Zresztą, kluby karate to po prostu taka rodzina.

 

DJ: Karate kyokushin podobno bardzo uodparnia na ciosy, to prawda?

 

MZ: Tak. Mięśnie nabierają odporności. Na początku walczysz w ochraniaczach, zwłaszcza, kiedy jesteś młodszym. Po jakimś czasie jednak próg bólu się zwiększa, nie masz już czegoś takiego, że ktoś Cię szturchnie i to mocno poczujesz. Nawet moi fizjoterapeuci się śmieją, że mogą robić ze mną co chcą, bo nic nie czułam nawet po mocniejszym zabiegu. Próg bólu się zwiększa, bo w karate zadaje się dużo ciosów. Dodatkowo, jak walczysz, na przykład w kategorii otwartej, to często pojedynkujesz się z osobami, które są silniejsze od Ciebie oraz dużo cięższe i musisz wytrzymać ich uderzenia. Jest ogromna różnica wraz ze stażem.

 

DJ: Jest coś czego obawiasz się w karate?

 

MZ: Na pewno nigdy bym nie chciała zrobić komuś krzywdy na stałe. Tego się obawiam – żeby na przykład kopiąc, nie wyrządzić komuś poważnej szkody. Staram się pilnować, na przykład nie kopać na kolana, ogólnie nie faulować, bo wiem z jak poważnymi kontuzjami to się wiąże.

 

DJ: A sama nie boisz się, że będziesz mieć uszczerbek na zdrowiu? Albo nokautu?

 

MZ: Szczerze – nie. Jeśli nokaut będzie, to trudno i tyle.

 

DJ: Czy Twoim zdaniem karate to trudna dyscyplina?

 

MZ: Myślę, że tak, choć nie jest łatwo mi odpowiedzieć na to. Na pewno jest dyscypliną wymagającą. Zależy to dużo od tego, czy ktoś chce startować na zawodach, czy trenować dla siebie. Ćwiczenie dla siebie jest prostsze, mniejsza presja. Jeśli ktoś chce trenować dla siebie, to owszem, jest dużo technik, które trzeba poznać, sparringi, i tak dalej. Niemniej, z czasem każdy nauczy się wszystkich kopnięć, bloków, kata… Wszystko zależy od tego kto chce się w czym specjalizować i na jakim poziomie. Po jakimś czasie jednak nie ćwiczysz nowych rzeczy, tylko trenujesz i doskonalisz to, co już umiesz. Tak czy siak – obywasz się z tą umiejętnością konfrontacji z przeciwnikiem. To jest też dość indywidualne, ale nie ma się, co oszukiwać. Nawet nam, osobom, które długo ćwiczą karate, trenerzy zwracają uwagę na techniczne aspekty, jak na przykład na to, żeby pilnować pozycji. To jest ciągła nauka.

 

DJ: Promocja na następne pasy są możliwe, jeśli nie jeździsz na zawody?

 

MZ: Tak, są. Wiele osób jest posiadaczami czarnych pasów, a nie jeździli po zawodach. Nie wszyscy muszą w nich uczestniczyć. Zresztą, nawet jak jesteś zawodnikiem, to egzaminy na następne pasy wcale nie są łatwiejsze, bo część techniczna jest zawsze taka sama. Paradoksalnie, może być łatwiej tym, którzy nie jeżdżą na zawody, bo kiedy przygotowujesz się do turniejów, to nie masz tyle czasu na to, aby skupiać się na doskonaleniu techniki. Z drugiej strony, na egzaminach też są walki i wtedy osoby, które nie jeżdżą na zawody mogą mieć nieco trudniej, bo nie mają obycia z przeciwnikiem. Niemniej, każdy może zdawać na kolejne pasy.

 

DJ: Miałaś już jakieś kontuzje? Na mistrzostwach Polski z Twojego łuku brwiowego polała się krew…

 

MZ: To był wypadek i nawet nie poczułam tego podczas walki. Więcej kontuzji miałam w piłce nożnej, prawdę mówiąc. Zdarzają się kontuzje, oczywiście. W zeszłym roku, na przykład skręciłam kostkę na treningu, miałam problem z kolanem, który tez wykluczył mnie na pewien czas z treningów. Występują też przeciążenia, na przykład stawów czy bioder. Nie ma się, co oszukiwać – sport jest zdrowy, ale nie kiedy trenujesz pod zawody czy dwa razy dziennie, wtedy lecisz na full. Dochodzą przemęczenia i przetrenowania, a wtedy łatwo o kontuzje.

 

DJ: Jesteś z Kolbuszowej, ale obecnie mieszkasz w Warszawie, zatem nie trenujesz już w swoim rodzinnym klubie?

 

MZ: Nie ma za bardzo jak, tak szczerze. Jechać cztery i pół godziny w jedną stronę na treningi, to tak średnio… Czasami przyjeżdżam do Kolbuszowej i wtedy przychodzę do rodzinnego klubu, ale rzadko teraz bywam w domu. Trenuję obecnie w Bielańskim Klubie Kyokushin Karate, to zaprzyjaźniony klub. Ćwiczę tutaj, ale nadal na zawodach reprezentuję moje rodzinne dojo – Kolbuszowski Klub Kyokushin Karate, jakichś większych problemów z tego tytułu nigdy nie było. 

 

DJ: Jak patrzysz na karate – będzie to zawsze pasja, czy wiążesz z tym w jakiś sposób karierę zawodową?

 

MZ: Szczerze mówiąc, nigdy o tym nie myślałam. Dużo zależy od tego, jak będzie mi się układać na studiach oraz od tego, czy praca, którą podejmę mnie usatysfakcjonuję, czy będę szukać czegoś innego. Niemniej – nawet jakbym miała rezygnować ze startów, choć myślę, że mam jeszcze kilka lat na uczestnictwo w zawodach, to nadal będę mieć coś wspólnego z karate.

 

DJ: Pojawiła Ci się kiedyś taka myśl, aby założyć własne dojo?

 

MZ: Nie, na razie nie.

 

DJ: A miałaś kiedyś okazję być już trenerem?

 

MZ: Miałam czasami szansę poprowadzić parę treningów w Warszawie. W samej Kolbuszowej fragmenty treningów również. Nie wiem jednak, jak widzę się w tej roli, inaczej trenuje się z dziećmi, gdzie uczysz ich technik trochę poprzez zabawy, a inaczej z zawodnikami. Musiałabym na pewno nabyć w tym jeszcze trochę doświadczenia. Może bym i chciała być trenerem, ale na razie skupiam się na startach i doskonaleniu swoich umiejętności, co nie ukrywam zabiera mi mnóstwo czasu. 

 

DJ: Miałaś kiedyś wsparcie od miasta – Kolbuszowej?

 

MZ: Miałam stypendia sportowe, ale były to bardziej symboliczne kwoty zwłaszcza, jeżeli trenuje się już na wyższym poziomie. Zawsze jednak jakieś wsparcie otrzymałam. Tutaj więcej powiedziałby mój sensei – Roman, bo to on się tym zajmował bardziej niż ja, tj. rozmawianiem z miastem. Ale miasto też stara się choć trochę wspierać klub, za co udało się trenerowi zakupić jakieś podstawowe sprzęty ćwiczebne dla najmłodszych (matę, pancerze, tarcze, itp).

 

DJ: I na koniec – niedługo zawalczysz na Mistrzostwach Świata w Tokio, czujesz stres? Jak widzisz swoje szanse?

 

MZ: Czuję. A czy zostanę mistrzynią? Szczerze mówiąc – nigdy nie jadę na zawody, żeby zdobyć złoto lub stanąć na podium. Dla mnie najważniejszy jest dobry start. Zawsze chcę dać z siebie wszystko i przełamać kolejne bariery w swojej głowie. Mam 22 lata, w tym roku jestem chyba najmłodszą Polką, która zakwalifikowała się na mistrzostwa świata w Tokio i z tego się bardzo cieszę, bo już samo to jest dużym sukcesem. Postaram się zawalczyć jak najlepiej i mam nadzieję, że będzie dobrze, zrobię formę i porządnie zawalczę. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE