Ze względu na odbywające się w Rzeszowie 22 czerwca inne wydarzenia trasa Marszu Równości przebiegała nieco inaczej niż w ubiegłym roku. Od mostu Narutowicza około 500 osób udało się ulicą Wierzbową na Rejtana, następnie Piłsudskiego pod Urząd Wojewódzki przy Grunwaldzkiej. Marsz ruszył o 14.30 otoczony służbami porządkowymi, w tym policją. A to również ze względu na to, że już przed rozpoczęciem uczestnicy zostali obrzuceni jajkami. - Widziałem grupę podejrzanych osób, kierowali się w stronę mostu, ale nie wiedziałem do końca, o co może im chodzić - powiedział nam świadek incydentu. Kiedy pojawili się policjanci, młodzi ludzie rozbiegli się.
Po krótkim wystąpieniu organizatorów, którzy głośno powiedzieli o swoich postulatach, przy dźwiękach "Paradise City" zespołu Guns N' Roses uczestnicy ruszyli. Rzeszów wspierały osoby z innych miast i miejscowości, w zasadzie pojawili się przedstawiciele większości miast podkarpackich, ale nie zabrakło też gości z innych województw. Było to nie tylko środowisko LGBT, przeciwko któremu obradowali ostatnio radni sejmiku województwa, ale jego zwolennicy i bliscy - rodziny, przyjaciele. Towarzyszyli mu również członkowie Stowarzyszenia "My Rodzice".
Cały marsz, który trwał niecałą godzinę, odbył się bez większych ekscesów. Na placu Wolności zebrała się Młodzież Wszechpolska (około 100 osób). A pod urzędem wojewódzkim agresywni narodowcy weszli w konflikt z policją. Funkcjonariusze zablokowali ulicę podwójnym kordonem.
Podsumowując, sam marsz był spokojny, jego uczestnicy nastawieni pokojowo. 28 osób zostało wylegitymowanych, jedna - zatrzymana. W tegorocznym brało udział zdecydowanie mniej osób niż rok temu (o około połowę).
Marsz Równości, którego finał odbył się pod Urzędem Województwa Podkarpackiego, zakończył się przed godziną 16.