O tym jak niefrasobliwie postępują służby sanitarne w Tarnobrzegu można przeczytać TUTAJ.
Niestety, mamy kolejny przykład. Do lokalnych mediów napływają sygnały o tym, że doszło do kolejnej takiej sytuacji. Tym razem na osiedlu Dzików w Tarnobrzegu. Kobieta z potwierdzonym zakażeniem koronawirusa trafiła do szpitala w Łańcucie. Nie było żadnych służb sanitarnych w bloku gdzie mieszka kobieta, nikt nie zrobił mieszkańcom klatki badań, a otrzymaliśmy sygnał - które potwierdzają publikacje na łamach Tygodnika Nadwiślańskiego i Echa Dnia, że syn kobiety przebywa na kwarantannie domowej.
Jeszcze bardziej ponury krajobraz działania służb sanitarnych i medyków wyłania się kiedy media dowiedziały się o tym, że zakażona kobieta to pielęgniarka z tarnobrzeskiego Szpitala Wojewódzkiego - miała kontakt z pacjentką "zero" w Tarnobrzegu, czyli 78-letnią kobietą. Mąż pielęgniarki zaznacza, że nikt nie wykonał jej żonie testów przez ponad 14 dni - miała tylko zalecenie, aby nie wychodzić z domu. Po dwóch tygodniach pojawiły się objawy zakażenia koronawirusa i kobieta trafiła na oddział zakaźny mieleckiego szpitala, a potem do Łańcuta. I tutaj kolejny szok! Po trzech dniach podleczona pacjentka musiała opuścić placówkę, bo jak powiedziano: trzeba zwolnić łóżko dla kolejnych chorych. Mąż dzwonił do sanepidu, wydziału zarządzania kryzysowego - co ma zrobić, bo rozumie obawę sąsiadów, zwłaszcza kiedy zobaczyliby specjalistyczną karetkę, która odwozi kobietę pod jej dom. Chora, czy jak to służby sanitarne wolą, podleczona pacjentka przebywa 40 kilometrów od Tarnobrzega w rodzinnym domu swojej mamy.
Wszystko wskazuje na to, że takich przypadków będzie o wiele więcej!