- Pech chciał, że akurat brałam prysznic. W skrzynce panie zostawiły pismo ponaglające mnie do bezzwłocznego wyjaśnienia nieobecności w domu z informacją, że brak tego wyjaśnienia skutkowało będzie utratą wynagrodzenia
- opowiedziała nam młoda mama z Rzeszowa.
Jak się okazuje, kobiety w ciąży to największa grupa osób korzystających ze zwolnień chorobowych. One również podlegają kontroli. O taką może poprosić chociażby pracodawca.
- O ile w przypadku B1 [od. red.: 1 oznacza, że musimy pozostawać w domu i się leczyć] kontrola wydaje się uzasadniona, to lekkim absurdem jest kontrolowanie kobiet z B2 [od red. możemy wychodzić z domu, ale nie może to zakłócać naszego dochodzenia do zdrowia]. A ja miałam właśnie B2
- dodała rzeszowianka, pytając, czy ZUS w takim wypadku nie wierzy, że kobieta jest w ciąży?
Skąd taka sytuacja? Związane jest to z faktem, że nieobecność w pracy liczona jest w miliardach złotych. Gazeta Wyborcza zauważyła, że w ubiegłym roku lekarze wystawili blisko 20 mln zwolnień, a Polacy spędzili na nich 243 692 552 dni. L4 kosztowało w 2018 ponad 18,4 mld zł, z czego pracodawcy zapłacili ponad 6,9 mld zł. Pozostałą kwotę wypłacił w zasiłkach chorobowych - ZUS.
- Aby te koszty ograniczyć, ZUS tylko w 2018 roku przeprowadził 496,3 tys. kontroli osób na chorobowym. Rezultat? 32,6 tys. decyzji wstrzymujących dalszą wypłatę zasiłków chorobowych na kwotę 31,2 mln zł
- czytamy na wyborcza.pl
Zakład Ubezpieczeń Społecznych w pełni korzysta z nowych narzędzi kontroli pracowników. Te są wynikiem nowych przepisów, które weszły w tym roku - 2019. ZUS może nas skontrolować przez telefon, mailem, mamy też obowiązek informować o tym, gdzie spędzamy czas na L4, jeśli wyjeżdżamy - musimy o tym poinformować.Lekarze orzecznicy Zakładu sprawdzają też, czy zwolnienie lekarskie zostało wydane prawidłowo, a my rzeczywiście chorujemy, ponadto mogą zdecydować, że zwolnienie chorobowe zostało wydane na zbyt długi okres.
Na odwołanie mamy 30 dni.