„Dzisiaj są puste garnki w restauracjach. Jutro będą puste garnki w naszych domach” [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Przedstawiciele gastronomii wyszli na ulice. Mają dość pomocy oferowanej przez rząd i kolejnych obostrzeń, które powodują zamrożenie ich przychodów. Żądają: merytorycznych rozmów i jednolitej stawki vat na wszystkie produkty. Protesty objęły swoim zasięgiem cały kraj, w tym Rzeszów.

Szacuje się, że w Polsce około 78 tysięcy firm gastronomicznych zatrudnia ponad milion osób. Cała branża w obliczu trwającej pandemii przeżywa najgorsze chwilę. Wiosną lockdown zamknął gastronomię na kilka miesięcy, a teraz restauracje serwować mogą jedynie dania na wynos lub z dowozem. Dla wielu restauracji i pubów taka forma działalności to początek końca.


CZYTAJ TAKŻE:

Co słychać na Podkarpaciu?


Gastronomia wyszła na ulicę 

Po protestach rolników i trwającym strajku kobiet mamy do czynienia z kolejną grupą, która wyszła na ulice. Tym razem swój sprzeciw wobec działań polskiego rządu postanowiła wyrazić branża gastronomiczna. 3 listopada 2020, o godzinie 12, w 17 miastach Polski odbył się symboliczny protest. Organizatorzy zaplanowali w każdym z miast happening, gdzie zbierane były podpisy pod petycją, która za pośrednictwem wojewodów ma trafić na ręce premiera Mateusza Morawieckiego

Sztab Kryzysowy Gastronomii Polskiej zabiega o:

  • merytoryczny plan wychodzenia z kryzysu na 6 miesięcy;
  • zwolnienie pracodawców i pracowników z ZUS na 6 miesięcy;
  • stałą i jednolitą stawkę 8 proc. VAT na wszystkie produkty i usługi;
  • fundusz wsparcia gastronomii;
  • tarcza antykryzysowa dla gastronomii;
  • standardy „Bezpieczna Restauracja w epidemii” wg typów lokali;
  • zniesienie ograniczeń czasowych otwarcia wszystkich lokali;
  • podstawy konstytucyjnej ograniczania prowadzenia działalności.

CZYTAJ TAKŻE: 

Tajemnicza śmierć na ulicach Rzeszowa. Ciało 18-latka leżało na chodniku


„Zamknięcie grozi większości lokali w Rzeszowie”

Skromny, bo niespełna 50 osobowy protest odbył się również w stolicy województwa podkarpackiego, gdzie dla polityków przygotowano jakże wymowną czerninę, zwaną potocznie czarną polewką. 

- Do czarnej polewki nie daliśmy łyżek. Daliśmy widelce, które symbolizują pomoc udzieloną przez polski rząd. Narzędzie zupełnie nieprzydatne.


- wyjaśniał Maciej Grubman, właściciel Irish Pub Galway w Rzeszowie.

Maciej Grubman w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że w ostatnim czasie dochody branży spadły aż o 80 proc. i jeżeli zamknięcie zamrożenie branży potrwa dłużej, grozi nam fala bankructw i wielkiej zapaści, wiążącej się z masowymi zwolnieniami. 

- Rząd nie określa w jaki sposób chce nam pomóc. Chcemy być zauważeni. Chcemy, żeby o nas też się mówiło, że gastronomia jest w wielkiej zapaści. Masa ludzi może stracić pracę. Nie marzymy o pokryciu kosztów. Chcemy po prostu przetrwać.


- tłumaczył Grubman. 

Na pytanie o pomoc płynącą w ramach tzw. tarczy antykryzysowej właściciel Irish Pubu odpowiada, że w przypadku pierwszego lockdownu i dwumiesięcznego zamknięcia miała ona sens i okazała się przydatna. W zamian za pomoc właściciele lokali byli zobowiązani do utrzymania miejsc pracy. Teraz, gdy ogłoszono ponowne zamknięcie gastronomii, sytuacja staje się dramatyczna.

- Rynek gastronomii przejdzie tsunami. Lokale znikną z wielkimi długami bez możliwości rozliczenia subwencji. Dodajmy jeszcze do tego nieopłaconych dostawców. Sytuacje oceniłbym jako dramatyczną. 


- oznajmia Maciej Grubman. 

Pracownicy branży już dzisiaj wiedzą, że będzie ciężko i gdyby nie oszczędności to trudno by im było związać koniec z końcem. Obecna sytuacja nie napawa ich jednak optymizmem. 

- W marcu było kiepsko. Miałem na szczęście coś zaoszczędzone, to jakoś funkcjonowałem. Później był okres trzech miesięcy kiedy wszystko było otwarte i było troszkę lepiej. Teraz znowu jesteśmy zamknięci. Dzisiaj są puste garnki w restauracjach, jutro będą puste garnki w naszych domach. 


- mówił pan Maciej, jeden z pracowników rzeszowskiej gastronomii. 

Protest w Rzeszowie rozpoczął się na ul. 3 Maja. Później grupa ul. Grunwaldzką udała się pod Podkarpacki Urząd Wojewódzki, gdzie złożona została odpowiednia petycja. Wojewoda podkarpacki nie wyszła do protestujących, który stali z banerami pod oknami jej biura. Po kilkunastu minutach manifestacja się rozeszła. 

Trudno wyrokować jaki skutek będą miały protesty branży gastronomicznej. Przez ostatni czas mamy w Polsce do czynienia z falą protestów organizowanych przez różne środowiska. Do tej pory żaden z nich nie zakończył się osiągnięciem jakiegokolwiek kompromisu. Władza wciąż pozostaje głucha na krzyki obywateli. 
 

rafal.bolanowski@korso.pl

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE