reklama

Włoscy lekarze i polski rząd odmówili jej pomocy. O życie matki walczyły córki! [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Rzeszów Ich mama przez dwa dni nie dawała znaków życia. Córki, dzięki pomocy obcych ludzi, odnalazły ją w szpitalu Cardarelli w Neapolu. „Gdybyśmy nie pojawiły się w szpitalu, lekarze nie podjęliby czynności ratujących życie. Zdążyłyśmy w ostatniej chwili!” – relacjonuje Mariola i Barbara.
reklama

Powracamy do sprawy, którą poruszyliśmy już w ubiegłym roku. Pani Helena pochodzi z Rzeszowa. Od 27 lat pracowała we Włoszech, gdzie dorabiała do niskiej emerytury, zajmując się osobami starszymi i sprzątaniem mieszkań. Przebywała w Sorrento (prowincja Neapolu). Do 3 sierpnia 2020 roku matka utrzymywała stały kontakt ze swoimi córkami – Mariolą i Barbarą. Nagle 66-latka przestała odbierać telefon. Słuch o niej zaginął. 


Odnalazły ją w szpitalu

Po dwóch dniach córkom udało się zdobyć informację o miejscu pobytu ich matki Heleny. Kobieta znajdowała się w ciężkim stanie w szpitalu. 

- Dzięki pomocy obcych ludzi, odnalazłyśmy mamę w szpitalu Cardarelli w Neapolu . Jej telefon zaginął lub został skradziony. Pracodawczyni mamy nie poinformowała nas o jej stanie. Szpital także nie poinformował nas o pobycie Mamy na ich oddziale. 

- relacjonują córki. 

Mariola i Barbara nie zastanawiały się długo. 6 sierpnia przyleciały do Neapolu. Zastały 66-latkę nieprzytomną i w stanie krytycznym. Według oficjalnej wersji lekarzy kobieta doznała rozległego wylewu krwi do mózgu na skutek upadku. 

- Od tamtej pory, przez ponad 10. tygodni mama przebywała w tym szpitalu, na oddziale intensywnej terapii, a my, jej dwie jedyne córki byłyśmy przy niej.

- dodaje Mariola i Barbara. 

Zawiódł także polski rząd

Od tamtej pory rozpoczęła się walka kobiet z uprzedzeniami włoskich lekarzy, nieznajomością języka oraz polskim systemem prawnym. Co więcej, włoscy lekarze postawili nad kobietą "krzyżyk", nie dając 66-latce szans na przeżycie. Według relacji córek, z dokumentacji medycznej wynikało, że gdyby nie ich przyjazd lekarze nie podjęliby się czynności ratujących życie

- Z uwagi na wszystkie te okoliczności, złożyłyśmy zawiadomienie do włoskiej prokuratury. Czekamy na podjęcie kroków prawnych przez Włochów.

- wyjaśniają córki Heleny.

66-latkę należało wówczas niezwłocznie przewieść do kraju. Po blisko trzech miesiącach od zdarzenia udało się to zrobić tylko i wyłącznie dzięki pomocy finansowej rodziny (koszt transportu to 23 tys. zł). 

- Wszystkie instytucje państwowe, do których się zwróciłyśmy o pomoc, tej pomocy nam odmówiły (NFZ, Ambasada RP we Włoszech, Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Sprawiedliwości - Fundusz Sprawiedliwości, Ministerstwo Obrony Narodowej - Aeromedical Evacuation Team, Kancelaria Premiera, Kancelaria Prezydenta RP) pomimo tego, iż Mama jest obywatelką RP i posiada prawo do świadczenia emerytalnego w Polsce.

- piszą córki. 

Po przyjeździe do Polski 66-latka trafiła do szpitala w Przemyślu. Choć włoscy lekarze nie dawali jej szans na przeżycie, pani Helena wybudziła się ze śpiączki i powoli wraca do zdrowia. Niestety, aby cały ten proces przebiegł prawidłowo, niezbędna jest kosztowna rehabilitacja (20 tys. zł miesięcznie) w ośrodku Rehamed Center w Tajęcinie (powiat rzeszowski). 

Zapewnienie mamie odpowiedniej opieki podczas transportu z Włoch do Polski wyczerpał ich możliwości finansowe. Teraz córki proszą o pomoc dla mamy, organizując zbiórkę pieniędzy. Potrzebują 200 tys. zł, aby kobieta mogła powrócić do pełnej sprawności. 

Na dzień dzisiejszy na koncie na profilu zrzutka.pl udało się uzbierać ponad 100 tys. zł.

Co wydarzyło się w Sorrento?

Choć opisana przez nas historia doczekała się szczęśliwego zakończenia, to jednak działania włoskich lekarzy i sposób, w jaki potraktowano panią Helenę, pozostawia wiele do życzenia. Jak już wspomnieliśmy, według oficjalnej wersji lekarzy, kobieta doznała rozległego wylewu krwi do mózgu na skutek upadku, do którego doszło prawdopodobnie podczas sprzątania.

Polscy lekarze, po zapoznaniu się z dokumentacją pacjentki doszli do znacznie innych wniosków. 

- Jej ręce i nogi były całe poranione, co w połączeniu z opinią polskich lekarzy daje nam podstawy sądzić, że mama padła ofiarą napaści.

- tłumaczą córki. 

Poszkodowana jak na razie nie mówi, ponieważ ma rurkę tracheotomijną. Wszystko wskazuje na to, że prawdziwą wersję wydarzeń poznamy dopiero z ust pani Heleny. 

 

rafal.bolanowski@korso.pl

 


reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama