TREŚĆ ARTYKUŁU PRZEZNACZONA JEST WYŁĄCZNIE DLA PEŁNOLETNICH CZYTELNIKÓW
„Byłem spokojny, rozluźniony. Nie żałowałem, że ją zabiłem. Wychodząc od niej, miałem zakrwawione ręce, bo najpierw wkładałem jej palce, później członka” – takimi słowami Mariusz Sowiński relacjonował policjantom swoje pierwsze morderstwo, którego dopuścił się w rodzinnych Stefankowicach (województwo lubelskie).
Puk, puk. Kto tam?
Sąsiadki zaniepokoiły się, że 63-letnia pani Zofia nie wychodzi ze swojego domu. Okna pozostawały zasłonięte, a wokół domu zapanowała aura grobowej ciszy. Nikt nie miał prawa wiedzieć, że dzień wcześniej staruszkę odwiedził 18-letni wówczas Mariusz Sawiński, którego kobieta znała z lekcji religii, odbywających się w jej mieszkaniu.
Była noc, gdy 63-latka usłyszała pukanie do drzwi.
- Kto tam?
– zapytała pani Zofia - niska i drobna babcia, jaką każdy z nas może sobie bez trudu wyobrazić.
- To ja, Mariusz Sowiński.
– miał odpowiedzieć Sowiński spokojnym głosem.
Kurtyna życzliwości opadła, gdy tylko staruszka otworzyła drzwi. Mariusz Sowiński niezwłocznie złapał kobietę za szyję i zaczął dusić do utraty przytomności. Nieprzytomną zawlókł do pokoju, trzymając cały czas mocno za szyję. Rzucił kobietę na wersalkę, rozebrał i brutalnie zgwałcił. Po wszystkim wrzucił jej ciało do pobliskiej studni, zapewne po to, aby zatrzeć ślady.
– Byłem spokojny, rozluźniony. Nie żałowałem, że ją zabiłem. Wychodząc od niej miałem zakrwawione ręce, bo najpierw wkładałem jej palce, później członka.
– relacjonował później policjantom.
Do morderstwa doszło 9 października 1994 roku, jednak nie było to ani pierwsze, ani jedno z ostatnich makabrycznych spaczeń Sowińskiego…
Mariusz Sowiński po zatrzymaniu przez policję
26 listopada 1995 roku był na zabawie w Teratynie. Wiejska impreza, dużo alkoholu i nocny powrót pieszo do rodzinnej miejscowości, oddalonej o 7 km. Mniej więcej w połowie drogi zauważył światło dobiegające z domku stojącego na uboczu. Wypity kilka chwil wcześniej alkohol potęgował w nim popęd seksualny. Doskonale wiedział, że mieszka tam Antonina E., samotna 80-latka.
- Kto tam?
– zapytała kobieta, gdy Sowiński zastukał w okno.
Nie usłyszała odpowiedzi. Poczuła mrożące krew w żyłach przerażenie. Wbiegła na strych i zaczęła wołać o pomoc. W tym czasie Mariusz Sowiński wyważył futrynę okna i wszedł do środka. Dobiegł do staruszki i zaczął ją dusić. Gdy bezwładnie opadła na ziemie kolanami uciskał jej klatkę piersiową, łamiąc żebra. Następnie rozebrał 80-latkę i zgwałcił.
Tym razem chciał zatrzeć ślady, "puszczając" wszystko z dymem. Zapałkami podpalił słomę i trociny leżące na strychu. Gdy Sowiński uciekł, kobieta odzyskała przytomność i ostatkiem sił zdołała zejść na parter. Pożar zauważyli sąsiedzi, którzy wezwali straż pożarną i wynieśli staruszkę z płonącego domu.
80-latka po pięciu dniach w szpitalu zmarła. Powód: zapalenie płuc, do którego doszło na skutek złamań żeber. Policjanci nie byli w stanie jej przesłuchać, jednak lekarz badający kobietę jednoznacznie stwierdził, że została zgwałcona.
„Słyszałem potem, jak ludzie mówili o tym zabójstwie”
- Pojadłem trochę agrestu. Wtedy zobaczyłem pracującą w ogrodzie młodą kobietę. Zachciało mi się z nią kochać. Skryłem się więc za krzakami i obserwowałem co robi. Gdy zaczął padać deszcz, schowała się pod domek.
– tak Sowiński podczas wizji lokalnej miał opisywać początek trzeciej zbrodni, która miała miejsce w Hrubieszowie 5 sierpnia 1996 roku.
Obserwował 36-letnią Wiesławę Ł. do momentu, aż uznał, że nadszedł odpowiedni czas. Wyskoczył zza krzaków, zarzucił ofierze drut na szyję i zaczął dusić. Gdy kobieta próbowała się bronić, wtedy jeszcze mocniej uciskał i bił po twarzy.
Podobnie jak w poprzednich przypadkach i tym razem czekał aż kobieta straci przytomność. Gdy to się stało, zaniósł ją na sąsiednią działkę. Tam rzucił na ziemię, rozebrał do naga i dwukrotnie zgwałcił. Gdy usłyszał, że kobieta oddycha, wyciągnął scyzoryk, który wbił prosto w serce. Potem położył jej głowę i szyję na druty, aby szybciej zmarła.
- Czułem samozadowolenie. Słyszałem potem, jak ludzie mówili o tym zabójstwie.
- wspominał morderca.
Policja, zanim wpadła na trop Mariusza Sowińskiego, zdążyła umieścić w zakładzie karnym dwóch niewinnych mężczyzn: Kazimierza P. - oskarżony o zabójstwo Zofii K. oraz 56-letniego Kazimierza U. - podejrzany o mord na Wiesławie Ł.
Dopiero czwarta zbrodnia z 31 sierpnia 1997 roku doprowadziła mundurowych do właściwej osoby. Sowiński był wtedy poborowym żołnierzem w Nadwiślańskich Jednostkach MSWiA w Sanoku. W rodzinnej miejscowości zjawił się na tzw. przepustce.
Były dożynki. Mariusz wypił sporo wina i późną nocą zaatakował po raz kolejny.
„Nie wiem czy żyła, nie było słychać czy oddychał”
Poszedł do domu samotnej Genowefy S., schorowanej i niewidomej 67-latki. Włamał się przez okno, po czym spokojnie odłączył przewód elektryczny od radia tranzystorowego, zarzucił jej na szyję i dusił.
– Gdy już nie krzyczała i leżała nieprzytomna na podłodze, rozebrałem ją do naga i dwa razy się z nią kochałem. Od przodu i od tyłu. Przed stosunkiem uderzyłem ją pięć razy w twarz. Nie wiem czy żyła, nie było słychać czy oddycha.
– zeznawał Sowiński.
Sowiński podczas wizji lokalnej pokazuje jak zabił jedną z ofiar
Po wszystkim wrócił na zabawę dożynkową, z której wyjechał prosto do jednostki w Sanoku.
Policjanci po odkryciu zwłok przesłuchała kolegów Sowińskiego oraz uczestników zabawy. Ich zeznania pozwoliły mundurowym ustalić sprawcę zbrodni. 4 września Mariusz Sowiński został zatrzymany.
Dalsze ustalenia i zeznania mordercy uwypuklają jego mroczne żądze.
„U nas w domu była taka spokojna krowa…”
Już podczas pierwszych przesłuchań przyznał się do popełnienia wszystkich morderstw. Zeznania potwierdził w trakcie wizji lokalnej. Bez jakiegokolwiek skrępowania i emocji pokazywał, którędy wchodził do domu ofiar, jak je rozbierał, dusił, gwałcił i mordował.
Został wysłany do kliniki psychiatrycznej na obserwacje. Badał go sztab psychiatrów, psychologów, włącznie z seksuologiem prof. Zbigniewem Lwem Starowiczem. Poddano go psychologicznej wiwisekcji i przez kilka miesięcy obserwowano w oddziale psychiatrii sądowej w Lublinie.
Po obserwacji stwierdzono, że Mariusz ma przeciętny iloraz inteligencji, cechuje go mała pewność siebie, woli trzymać się na uboczu, stara się unikać konfliktów, dlatego raczej ulega innym, jest nieśmiały i mało spontaniczny.
W trakcie badań przyznał się nie tylko do zbrodni na ludziach!
Wyznał, że od 15 roku życia miał kontakty seksualne ze zwierzętami. Zaczęło się od kur, z którymi odbywał stosunek i na końcu ukręcał im głowę. Później odbywał stosunku także z krowami i klaczą. Z czasem zauważył, że duszenie krowy wzmaga u niego podniecenie. Zaczął więc najpierw zabijać, później gwałcić zwierzęta. Jak widać, ten sposób działania przyjął także w przyszłości.
– U nas w domu była taka spokojna krowa, odbywałem z nią stosunki za każdym razem, jak byłem na przepustce
– opowiadał Sowiński.
Gdy biegli pytali go o ocenę swojego postępowania, powiedział, że źle zrobił, ale był to siła wyższa i nie ma wyrzutów sumienia.
Mundurowi mieli usłyszeć z jego ust historię, że pewnego razu, gdy wracał z przepustki, postanowił kawałek drogi przejść pieszo, aż złapie jakąś okazję. W tym czasie na okolicznych łąkach dostrzegł krowę. Wyciągnął łańcuch z ziemi, znalazł drzewo, do którego ją zaprowadzić i udusił zwierzę. Następnie odbył stosunek z truchłem.
Krowa, którą Sowiński udusił i zgwałcił
Wyrok i prośby o ułaskawienie
W czerwcu 2000 roku Sąd Okręgowy w Zamościu skazał go na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Po apelacji sąd II instancji utrzymał wyrok w mocy. Obrońca Mariusza Sowińskiego wniósł o kasację wyroku i sprawa wróciła do sądu w Lublinie, który w 2003 roku utrzymał zaskarżony wyrok w mocy.
Pomimo tak makabrycznych czynów Sowiński od 2004 roku prosił o akt łaski każdego prezydenta kraju. Podkreśla, iż jest chorym człowiekiem i musi rozpocząć odpowiednie leczenie. Pisał też, że się nawrócił. Na potwierdzenie swoich słów mówił o objawieniu, jakie doświadczył tuż przed popełnieniem zbrodni. Mówił, że ukazała mu się Matka Boska i Trójca Św.
- Byłem wtedy młody, i nie w pełni władz umysłowych. Gdy teraz nad tym wszystkim się zastanawiam, to nie mieści mi się to w głowie, jak mogłem dopuścić się czegoś tak okropnego.
– pisał dziesięć lat temu Sowiński.
Zgodnie z postanowieniem sądu, Mariusz Sowiński może ubiegać się o warunkowe zwolnienie po odbyciu 50 lat kary. Taka możliwość przypada w roku 2047, gdy człowiek, który czterokrotnie dopuścił się gwałtu i morderstwa z zimną krwią, będzie miał 71 lat.
rafal.bolanowski@korso.pl
Źródła:
• Ministerstwo Sprawiedliwości
• newsbook.pl
• archive.is
• lublin.wyborcza.pl
• zbrodnie-prowincjonalne.com
• kurierlubelski.pl
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.