reklama

Nadeszła era wrzenia świata. Lipiec był najcieplejszym miesiącem w historii

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Matt Palmer/Unsplash

Nadeszła era wrzenia świata. Lipiec był najcieplejszym miesiącem w historii - Zdjęcie główne

W lipcu na południu Europy występowały upały i gigantyczne pożary. | foto Matt Palmer/Unsplash

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Ekologia i przyroda Lipiec 2023 roku był najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów na całym świecie. Średnie temperatury wzrastają szybciej niż wskazywały dotychczasowe prognozy. Chłodniejsze dni w Polsce niczego nie zmienią.
reklama

Temperatura dobiła do magicznej bariery wzrostu o 1,5 stopnia

– Oto skończyła się era globalnego ocieplania, a nadeszła era globalnego wrzenia. Zmiana klimatu jest tutaj. Jest przerażająca. A to dopiero początek – powiedział cytowany przez agencję Reutera Antonio Guterres, sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych, komentując najnowsze wyniki badań naukowców z Uniwersytetu w Lipsku.

Według nich lipiec 2023 był najcieplejszym miesiącem na świecie, od kiedy w ogóle prowadzi się pomiary. Część ekspertów uważa nawet, że od 120 tysięcy lat. Średnia globalna temperatura w lipcu była bowiem o 1,5 stopnia Celsjusza wyższa od średniej sprzed epoki przemysłowej (czyli drugiej połowy XIX wieku, wyznaczonej jako punkt odniesienia dla zmian klimatu w porozumieniu paryskim zawartym w 2015 r.). Do bardzo podobnych obliczeń i wniosków doszła Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO), wskazując, że pierwsze trzy tygodnie lipca były najcieplejszym trzytygodniowym okresem w historii, a cały miesiąc najprawdopodobniej przejdzie do historii jako najcieplejszy.

– Powietrze nie nadaje się do oddychania. Upał jest nie do zniesienia. A poziom zysków z paliw kopalnych i brak działań klimatycznych jest nie do przyjęcia. Konsekwencje są tragiczne: dzieci porwane przez monsunowe deszcze, rodziny uciekające przed płomieniami, robotnicy umierający przez upały. To przerażające. A to dopiero początek – napisał na swoim Twitterze sekretarz generalny ONZ.

A w rozmowie z dziennikarzami zaznaczył, że „wciąż możliwe jest ograniczenie globalnego wzrostu temperatury do 1,5 stopnia Celsjusza i uniknięcie najgorszych skutków zmian klimatu". Potrzeba jednak natychmiastowych i zdecydowanych działań na rzecz klimatu.

Kiedyś upalnych dni w Polsce było zaledwie kilka

Tymczasem lipiec w Polsce – zwłaszcza w drugiej połowie – nie cechował się upalnymi temperaturami. To jednak nie oznacza, że możemy spać spokojnie. I nie ma wpływu na zachodzące w globalnym wymiarze zmiany klimatu. One i tak nas dosięgają i dalej będą dosięgać.

– To nie jest zimne lato. To jest normalne lato w Polsce. Takie właśnie były kiedyś temperatury latem. Kiedyś, czyli w dzieciństwie dzisiejszych 35-40-latków – komentuje dra Marta Jermaczek-Sitak, biolożka, ekolożka, edukatorka. – Dni z temperaturą powyżej 30 stopni było w roku kilka albo wcale. Noce z temperaturą powyżej 18 stopni były zwykle do trzech, a noce gorące, czyli powyżej 20 stopni, pojawiły się w naszej rzeczywistości kilka lat temu. Jeśli były, to raczej jako anomalie. To nie jest również mokry rok. To nie jest takie lato, że ciągle pada. Na przeważającej części kraju jest straszna susza, pogłębiająca się z roku na rok. Nie taka susza, jak dwa tygodnie nie padało i babcia ogród podlewała co wieczór. Susza, której nawet mokry rok łatwo nie wyzeruje. Ale ten rok nie jest mokry – podkreśla biolożka.

Z danych Centrum Modelowania Meteorologicznego IMGW-PIB wynika, że pomiędzy 1991 a 2011 rokiem liczba dni upalnych (czyli z temperaturą powietrza wynoszącą co najmniej 30 stopni Celsjusza) w całym kraju zwykle nie przekraczała 10-12-stu dni. W ciągu tych 20-stu lat zaledwie trzy lata były takie, w których w większości województw odnotowano powyżej 20 upalnych dni. Jednak od 2012 roku te liczby zaczęły wzrastać. Rekordowy był 2015 r., w którym w większości regionów odnotowano ponad 22 gorące dni. Na południu kraju zanotowano wówczas po 30 i więcej. A rekord 37 dni padł w stacji meteorologicznej w Opolu. W 2022 r. rekordowa liczba wynosiła 25 upalnych dni i odnotowano ją na Kujawach oraz w Opolu. Miniony rok wyrównał również rekordy z ostatnich 30-stu lat pod względem liczby fal upałów (minimum trzy dni z rzędu występowała temperatura co najmniej 30 stopni) w Polsce. Najwięcej (pięć) fal upałów odnotowano we Wrocławiu i Toruniu. Najdłuższa trwała siedem dni w Krakowie i Kielcach oraz sześć dni w Toruniu i Gorzowie Wielkopolskim.

Biolożka dra Marta Jermaczek-Sitak na swoim fanpage’u na Facebooku zamieściła wpis o tym, że wiele osób inaczej wspomina warunki klimatyczne z przeszłości, podobnie, jak różnie zapamiętujemy to samo zdarzenie. Na wspomnienia ma wpływ ogrom czynników, w tym np. bodźce i emocje towarzyszące danej sytuacji. Psychologowie już dawno dowiedli, że nasze mózgi mają też tendencje do zniekształcania pamięci, a nawet fałszowania wspomnień, jeśli coś w nich jest np. niespójne.

– A obok tych wszystkich doświadczeń i wspomnień stają obiektywne fakty, które są podstawą metody naukowej – pomiary, obliczenia, tabelki, średnie, statystyki – wskazuje dra Marta Jermaczek-Sitak. – I jest właściwie pewne, że w którymś momencie będą pokazywały coś innego niż pamiętamy albo doświadczamy. Bo metoda naukowa bardzo się różni od sposobu, w jaki każdy z nas subiektywnie doświadcza świata i buduje wspomnienia.

Trzeba ograniczyć emisję gazów cieplarnianych tu i teraz

Światowa Organizacja Meteorologiczna prognozuje z 98-procentowym prawdopodobieństwem, że co najmniej jeden rok z następnych pięciu lat będzie najcieplejszym w historii. Przez co najmniej jeden rok temperatura przekroczy także o 1,5 proc. średnią sprzed epoki przemysłowej (prawdopodobieństwo tego scenariusza WMO szacuje na 66 proc.). Dyrektor generalny WMO przestrzega, że coraz częściej będą dotykać nas ekstremalne zjawiska pogodowe. I podkreśla, że  konieczność ograniczenia emisji gazów cieplarnianych jest pilniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

– Jeśli ktoś obecnie neguje i nie zauważa zmian klimatycznych, to już ich raczej nie zobaczy – uważa dra Marta Jermaczek-Sitak. – Bo nie chce, tak mu wygodniej, tak czuje się bezpieczniej. Jeśli nie zmniejszymy emisji, nie ogarniemy się teraz, wprowadzając wyraźne, globalne ograniczenia i zmiany, koniec nadejdzie szybciej niż wieszczą prognozy. Trudno będzie ludzkości funkcjonować w świecie cieplejszym o kilka stopni, oznaczać to będzie całkowite zniszczenie ekosystemów, które znamy. A co roku okazuje się, że jest gorzej niż prognozy zakładały, choć mamy naukowe, technologiczne podstawy, żeby zmiany klimatu spowolnić czy zatrzymać. Potrzeba woli i wspólnych działań.

Biolożka zapytana o to, kiedy koniec miałby nadejść, odpowiada, że atmosfera to układ chaotyczny, modele prognostyczne są zależne od ogromu zmiennych, więc nie da się tego jednoznacznie przewidzieć. Ale wszystkie prognozy są złe i tego z kolei nie da się podważyć.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama